Ragilian, czyli czułe ragdoll show.

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy


Post » Pon sie 29, 2016 15:42 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

:kotek:
Jak mi dzis szef kuchni powiedział ze syn jego dostaje książki za darmo to wpadłam w osłupienie.
Tez macie darmowe?
"Dom należy do kotów. My tylko spłacamy kredyt"
Obrazek

Moli25

Avatar użytkownika
 
Posty: 19616
Od: Pon gru 22, 2014 21:40
Lokalizacja: K. Wrocław

Post » Pon sie 29, 2016 19:09 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Maja niektore klasy podreczniki za darmo :)

A tutaj kiedy cos bedzie napisane przez autorke watku, bo czekam i czekam i nic :mrgreen:
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Pon sie 29, 2016 23:29 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Cóż... Po całym dniu sprawowania roli matki - Polki, czyli opieki nad potomstwem i dostarczania ostatnich wakacyjnych wrażeń, bywam tak zmęczona, że cały wolny czas poświęcam na... spanie. Okres adaptacji do życia rodzinnego, po dwumiesięcznym wytchnieniu, przypomina mi spacer po afrykańskim stepie wśród ostów i akacji. Tych kolczastych akacji, uwielbianych przez żyrafy, których ludzie jednakże nie doceniają, ze względu na ich kaleczące właściwości. Trzeba wytworzyć grubszy naskórek żeby przetrwać. I dojść do ładu z samą sobą, odzyskać wgląd we własną rzeczywistość, taką, jaka w danej chwili jest. A to wymaga czasu, refleksji i uporządkowania chaosu w głowie. Powoli udaje mi się jakoś uporządkować myśli, ustalić nowe reguły i odświeżyć przykurzone rytuały. Opracowuję strategię przetrwania, klejąc własne szczęście z codziennych drobiazgów. Zabrałam dzieci do Galerii Malarstwa Polskiego w Muzeum Narodowym. Oglądanie obrazów naszych mistrzów pędzla, można porównać do przyglądania się minionemu światu ich oczami. Tamci ludzie przeżyli mniej lub bardziej fortunnie swoje życie i odeszli do lepszego ze światów. Ale pozostawili na płótnach pieczęć własnej wrażliwości, czułość lub surowość postrzegania barw, krajobrazów, miejsc, przedmiotów i osób. Swój emocjonalny stosunek do tego, co malowali. Niektórzy twórcy idą jeszcze dalej i wpuszczają odbiorców tworzonej przez siebie sztuki, w niezwykły obszar i ogrom własnej wyobraźni. Wizyta w Muzeum Narodowym za każdym razem jest dla mnie fascynującym doświadczeniem. A bywam tam co kilka tygodni. I zawsze odkrywam coś nowego. Staram się nauczyć dzieci czerpania satysfakcji, a także wiedzy z obcowania ze sztuką. Każdy obraz ma jakieś tło historyczne, które wymaga wyjaśnienia. Żeby to wytłumaczyć dzieciom, trzeba słowami namalować przedstawiony przez kogoś niezwykłego świat. Lubię ten błysk zainteresowania w oczach moich dzieci. Czasem oczy im się zaszklą wzruszeniem, czasem zaiskrzą radością - a ja wtedy czuję jak kształtują się ich dusze. I to mnie uszczęśliwia. Odwiedziliśmy też Zosi chrzestną, a moją przyjaciółkę Martę, która ma czworo dzieci i buduje na wsi, koło Klembowa dom. Już drugi raz tam byłam i oczywiście zabłądziłam, ale po jakiejś godzinie się odnalazłam i trafiłam, gdzie trzeba. Kontakt z przyrodą i ludzką życzliwością zawsze mnie uszczęśliwia. Zabrałam też dzieci do zoo. Podziwiam umiejętności zatrudnionych tam ogrodników. Dzięki nim przyjemniej jest i ludziom i zwierzętom, które tam mieszają. Przyszła mi do głowy myśli, że zwrócenie wolności zamkniętym tam istotom, byłoby pozbawieniem ich domu, a często nawet wydaniem wyroku śmierci. Tamte zwierzęta raczej nie mogą, bo nie potrafiłyby, żyć wolno i wymagają troskliwej opieki człowieka. Tak, jak moje ragdolle, które nie nadają się na koty wychodzące, bo ze względu na swoją ufność, łatwo padłyby łupem złych ludzi, albo nieszczęśliwych okoliczności. Po raz kolejny zauważyłam też, że dobre myśli niezmiennie przykuwają uwagę zwierząt. Niewypowiedziane głośno życzliwe komunikaty przyciągają ich spojrzenia. I nie chodzi tu o moje puchatki, które znam i które mnie znają, ale także o zwierzęta z ogrodu zoologicznego, oswojone z obecnością człowieka, ale przecież nie udomowione. Mam nadzieję, że dożyję chwili, w której nauka potwierdzi i wyjaśni to niezwykłe zjawisko swoistych zdolności telepatycznych naszych braci mniejszych. A czasami większych.
W końcu udało mi się odwiedzić moją osobistą mamę, babcię dzieciom, która na nasze spotkanie już za długo czekała. Lubię mój rodzinny dom. Wizyta w nim jest jak dotykanie własnych korzeni i czerpanie z tego siły. Tylko tam mogę się przez chwilę poczuć, jak dziecko, gdy mama mnie pyta, na co mam ochotę i co bym zjadła na śniadanie. Dobrze jest czasem pospać w swoim dziecinnym łóżku, z własną córką, pooglądać stare albumy, poczytać wieczorem książkę, którą się dostało w podstawówce za bardzo dobre wyniki w nauce. W nocy gwiazdy tam świecą najjaśniej, bo nieba nie zaśmieca światło latarni ulicznych. Widać linie papilarne Drogi Mlecznej, Wielki Wóz, Mały Wóz, Kasjopeę, trójkąt Denep - Vega i Altair i miliardy innych gwiazd. Czasem nawet Plejady widać. I słychać cykanie świerszczy. W nocy szczekają psy. A rano można usłyszeć krzyk żurawi z bagien. Właściwie, to trudno go nie usłyszeć, bo żurawie nie porozumiewają się szeptem o świcie. Krzyczą głośno, a echo niesie ich głos daleko, poza mokradła. Potem zaczynają swój koncert wróble i inni skrzydlaci śpiewacy. Koguty na przykład. Bociany już odleciały i gniazdo na słupie przy naszej bramie zamieszkuje teraz wyłącznie ptasia drobnica. Na drodze muczą idące na pastwiska krowy. A na liściach roślin i pajęczynach, drżą krople rosy. Wieś jest doprawdy czarowna, zwłaszcza gdy pobyt na niej nie wiąże się z ciężką fizyczną pracą. Mój brat jest chory i nie hoduje już zwierząt. Nie wolno mu się przemęczać, więc naszą ziemię dzierżawi ktoś inny. Czasem mu żal, że nie ma już koni, ale lepszy brak koni, niż kolejny zawał. A koń potrzebuje jednak dużo zboża, soczystej łąki i stogu siana na zimę... Zamiast konia mój brat kocha osobistego i oddanego sobie rudego kota Maćka, któremu kiedyś uratował życie. Maciek został dokładnie wygłaskany przez trzy pary rąk moich dzieci. W sobotę zabrałam Julka, Pawła i Zosię na spływ kajakowy Biebrzą, a w niedzielę przez kilka godzin płynęliśmy Krutynią. Spływ Krutynią, to czysta magia. Rzeka wije się wśród mazurskich pagórków, jest kręta, szeroka i płytka, ale dość wartka, a jej brzegi porasta gęsta trzcina, a zaraz za nią las. W szuwarach gnieżdżą się liczne gatunki ptaków. Minęliśmy klika rodzin łabędzich z ich szarymi i już podrośniętymi skarbami. Pięknie tam jest bardzo. Wszelkie zmęczenie odkleja się i odpada od ludzkiej duszy płatami, jak wężowa wylinka. Nawet się nie pomyśli o stepie, ostach i kolczastych akacjach. A w miejscowości Krutyń są prawdziwe karczmy ze smacznym jedzeniem i miłą obsługą. I warszawskimi cenami. I Mikołajki są niedaleko. Tak, spływ Krutynią to wakacyjny punkt obowiązkowy.
A w ubiegłym tygodniu byłam z Florcią na wizycie kontrolnej u doktor Borkowskiej w Canfelisie. Wyniki wszystkich badań krwi mieściły się w normie. Pełne badanie parazytologiczne wyszło ujemne, czyli życia wewnętrznego nie stwierdzono. Dokładne macanie też nie wykazało niczego niepokojącego. Wygląda na to, że Florunia jest zdrowa, jak koń, tylko wymiętolona przez kociaczki, które ją ciągle ssą. I którym ona ustępuje miejsca przy miskach z jedzeniem. Staram się karmić ją oddzielnie. Ale maluszkiewicze są jak sprytne piskorzyki i nie przegapią żadnej okazji żeby się wślizgnąć, jak ktoś wchodzi i przyłączyć do czyjegoś posiłku. Orbisia i Gustawka też wspomagają w spożywaniu. Takie to są towarzyskie istotki, że, jak wszystkie dzieci, jak tylko przyuważą, że ktoś coś je, to zaraz nabierają na to ochoty. Nawet, jeśli same są najedzone do pękatości. Podbiega taki kociaczek, odgania dorosłego kocurka, ogonek mu się trzęsie, bo już nie może więcej w siebie zmieścić, ale mimo to, je dalej. A potem idzie jeszcze possać mamę, zanim zaśnie. Bo mu się przy cycusiu najlepiej zasypia. Pośpi chwilkę, błyskawicznie przetrawi i wchłonie, kuwetkę odwiedzi i bierze się do sportu. Pogania za myszą lub piłką, zmaltretuje rodzeństwo i znowu je. Ot, rosną dzieci, to i są cały czas głodne.
A dziś dzwoniła do mnie pani Agnieszka z Wilanowa, w sprawie Aurelci. Zaprosiłam ją na jutro na spotkanie do mojego domu. Głos miała obiecująco miły... Ano, pożyjemy - zobaczymy.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Wto sie 30, 2016 9:25 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Cieszę się że spędziłaś końcówkę urlopu przyjemnie z dziećmi.
Trzymam kciuki za dobry domek dla Aurelci. :ok: :ok: :ok:

Gosiagosia

Avatar użytkownika
 
Posty: 26801
Od: Wto kwi 23, 2013 11:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto sie 30, 2016 9:33 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

To trzymam za ajne domy dla malutkow :)
I duzo pozytywnych chwil dla Ciebie :)
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 87959
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Wto sie 30, 2016 14:41 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Hej :)
A kotki zostaly w domu z tz jak bylas u mamy? Fajnir sie masz, ze masz dom rodzinny. Moja mama ma tylko male mieszkanie i nie ma opcji zeby tam sobie pojechac i pomieszkac. Jezdzilabym z kotami :)
Fajnie sie maja Twoje dzieci z Toba - tyle atrakcji im organizujesz :)
Co do szukania domow kotom to ja bym nie mogla tak (prowadzic hodowli), wiec nic madrego nie napisze, ale mam nadzieje, ze domy beda wymarzone!
Pozdrawiam :)
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Wto sie 30, 2016 16:26 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Pani Agnieszka z Wilanowa brzmi całkiem fajnie ,ciężki czas dla Ciebie ,oj ciężki :roll:
Za Florunię potrzymam ,imienniczkę mojej Florci :ok: :ok:

Klembów ,dwa rzuty beretką wcześniej i byś była u nas :mrgreen:

iwona66

Avatar użytkownika
 
Posty: 10969
Od: Pt paź 23, 2009 15:40
Lokalizacja: warszawa - wołomin i jeszcze dalej :)

Post » Wto sie 30, 2016 17:32 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Uwielbiam Biebrzę ,wyjeżdżaliśmy tam co roku chociaż na parę dni.

Tam uczyłam syna jak nadziać kiełbaskę żeby nie spadła do ogniska,czyja spadła? nauczycielki :mrgreen:
Pływaliśmy rzeką zachwycając się urokami okolic.Grzegorz prężył muskuły przy wiosłach ,było tak dobrze.
Spaliśmy w namiocie.
Tam też widziałam najwięcej czarnych bocianów.
Najpiękniejsze moje wspomnienia .
Tyle mi zostało.
Obrazek

dorcia44

 
Posty: 43975
Od: Pt maja 19, 2006 20:20
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro sie 31, 2016 22:03 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Witamy :1luvu:

barbarados

Avatar użytkownika
 
Posty: 31121
Od: Sob lip 21, 2012 18:01

Post » Czw wrz 01, 2016 12:10 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

:kotek:
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Czw wrz 01, 2016 17:49 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Czesc i jak tam spotkanko?
Załoga: Pixie, Nitka, Coco i Ćiorny oraz Dixie[*]
Kot Pixior i burasy zapraszają: https://www.facebook.com/PixieKotZCharakterem
Zbiórka hiltonka: https://pomagam.pl/hilton

PixieDixie

Avatar użytkownika
 
Posty: 9834
Od: Czw kwi 23, 2015 7:40
Lokalizacja: TG

Post » Czw wrz 01, 2016 18:43 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Piszesz tak obrazowo że byłam tam z Tobą.

wiolka06

 
Posty: 801
Od: Nie paź 10, 2010 19:08

Post » Czw wrz 01, 2016 23:50 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Siedzę sobie w egipskich ciemnościach pokoju moich synów. Mój laptopik toczy jakieś wirusisko, więc zakradłam się do synowskiego komputera. W ciszy słyszę tylko ciamkanie. Dzieci znowu ssą swoją chudą mamusię. Mruczenia z tego co niemiara, ale i tak próbuję je bezskutecznie odciągać od Florciowego biustu. Małe pijawki są tak przyssane, że trudno oderwać. To już chyba uzależnienie. Kiedyś, jak miałam problem z odstawieniem ponad półtora rocznej Zosi od piersi, wykorzystałam sposób ze smarowaniem brodawek wyciągiem z grejpfruta. Bardzo zdrowym i gorzkim. Razem z tłumaczeniem, że dużym dzieciom mleczko nie smakuje, zabieg odniósł pożądany skutek. Ale Florci przecież Citroseptem nie wysmaruję, bo się moja słodka koteczka jeszcze wpieni przy robieniu toalety. A przecież chcę odzwyczaić dzieci od ssania, a nie Florcię od mycia się. Już czas, aby maluszki poszły na swoje, choć to dla mnie i przykre i niepokojące. Bo ja kocham bardzo te słodziaki. Ale Florcią też kocham i muszę być za nią odpowiedzialna. Trzeba znaleźć kocikom nowe domy. Spotkałam się we wtorek z panią Agnieszką z Wilanowa i jej dwoma synkami. Posprzątałam w domku, upiekłam rogaliki i było miło. Okazali się zainteresowani i niezdecydowani, którego kotulka chcą wziąć. Ale po naradzie z mężem, pani Agnieszka zdecydowała, że poszuka dla nich rodzinnego kota lub dwóch za dwa miesiące, gdy jej mąż wróci z zza granicy, bo obawia się, że sama nie podoła opiece nad dziećmi ludzkimi i kocimi. Jak dla mnie, to żadne wyzwanie, tylko czysta przyjemność. No, ale ja mam inną perspektywę i nie wolno mi oceniać decyzji innych ludzi, według własnych kryteriów. Widocznie, to nie ta osoba. Najwięcej zachwytów mieli dla naszego Gustawcia. Ale Gustawcio już ma swój dom i własną rodzinę. Moją mianowicie. I za nic na świecie nikomu go nie powierzę. Nigdy z życiu. Bo Gustawek to personifikacja miłości i oddania na czterech łapciach. Też się nim nieustannie zachwycam. Tyle w nim piękna i uroku, że aż się napatrzeć na niego nie mogę. To kocurek ciepły, który zaczyna gruchać, gdy tylko na niego spojrzę. I on wówczas przygląda mi się niebieskimi oczkami z bezgranicznym uwielbieniem i zachwytem. Od tego spojrzenia, zawszę mięknę i biorę się za przytulanie. Czasem przysiądę sobie zmęczona, albo smutna i wtedy przychodzi do mnie Gustawek, siada naprzeciwko i tym swoim spojrzeniem mówi:
- Kocham Cię pańciu. Bardzo Cię kocham. Kocham Cię najbardziej na świecie. Jesteś pańcią doskonałą. Jesteś moim szczęściem. Głaszcz! - i mruczy przy tym, i grucha, i oczka mruży czarownie i główeczkę puchatą przytula, jakby chciał się cały we mnie wetrzeć. A ja intuicyjnie wiem, że takie właśnie myśli Gustawcio pragnie mi przekazać. Nie wiem skąd to wiem, ale jestem najzupełniej pewna. I dotykając tego kota, zapominam o wszelkich troskach i czuję się szczęśliwa. I wdzięczna. I myślę, że to, co mam w zupełności mi wystarczy. A zmartwienia i kłopoty przestają być przerażające. I wiem, że sobie z nimi później poradzę. Tak, Gustawek w każdej komórce swojego ciałka ma megatony miłości i słodyczy. Ma to w genotypie. Jest też czułym i troskliwym opiekunem pozostałych kotów w moim stadzie. Wszystkich liże, z każdym chętnie się bawi, bez protestów dzieli się z kociętami swoim jedzeniem. Jest największy i najsilniejszy, ale nigdy nie widziałam, żeby to on kogoś objadał. Oczywiście chętnie częstuje się pokarmem dla kociąt, ale czyni to dopiero wtedy, gdy maluszki najedzone odejdą. Nidy ich nie odgania. Nawet, jak dzieci były maleńkie, Florcia dopuszczała go do gniazda. Nie czuła się zagrożona jego obecnością. Gustawek jest moim skarbem, moim pierwszym ragdollem, moją ucieczką od obłędu rozpaczy po śmierci Maurycego. I pomyśleć, że gdy wetka doradziła mi ragdolla, jako kota o łagodnym charakterze, nazwę rasy musiałam sobie zapisać na kartce, żeby nie zapomnieć, zanim dojadę do domu i nakażę Julkowi poszukiwania... Ragdolle okazały się dla mnie łaską, jakby specjalnie dla mnie zostały stworzone. Ale nie mogę ich mieć siedem. Jestem umówiona na sobotę z inną panią.
A dzisiaj, po wszystkich rozpoczęciach roku szkolnego, zabrałam dzieci do kina na film"Jak zostać kotem". Czytałam kiepskie recenzje krytyków i nieprzychylne recenzje o grze aktora obsadzonego w roli głównej. Ale mi i moim dzieciom, poza pewnymi technicznymi drobiazgami, ten film się podobał. A Paweł śmiał się głośnymi kaskadami perlistego śmiechu, rozbawiając wszystkich wokół. Cieszę się, że on się dobrze bawił, bo właśnie zmieniliśmy mu klasę. Poprzednio był w klasie "B", teraz jest w "D". Paweł jest bardzo wrażliwym chłopcem. Ma świetne poczucie humoru i co i rusz puszcza jakieś zabawne teksty. Odbiera świat znacznie przenikliwiej, bardziej intensywnie, niż inne dzieci i często dotkliwie odczuwa własne emocje. Różni się. Jest też wysoki i chudy, jak szpel. Nie da się w żaden sposób go podtuczyć. Niektórzy chłopcy w poprzedniej klasie bardzo mu dokuczali, na tyle, że dzieciak nie chciał chodzić do szkoły. Ma doskonałą pamięć, uczył się zawsze świetnie i bez wysiłku osiągał najwyższe noty. Ale, gdy trzeba było pójść w czerwcu po odbiór świadectwa i przyznanych mu nagród, powiedział, że nie chce żadnych nagród, tylko chce mieć spokój. Żadne namowy wtedy nie pomogły i po odbiór świadectwa poszłam ja. Dzieci z tamtej klasy pochodzą przeważnie z bardzo bogatych rodzin, ale bywają mocno zaniedbane, bo ich rodzice nie mają dla nich czasu i nie poświęcają im wystarczająco dużo uwagi. Bo jak się żyje samą pracą, to dzieci dostają drogie gadżety, ale brakuje czasu, żeby nauczyć dziecko, co jest dobre, a co złe, wpoić empatię i szacunek dla innych, także tych, którzy się różnią. A mnie nie stać na kupowanie kurtek, czy butów za tysiąc złotych, tylko po to, żeby syn mógł się pochwalić metką. Poza kilkoma nowymi rzeczami z H&M, Pawełek nosił ubrania po Julku, bo mi żal było wyrzucać niezniszczonych ciuchów. Tyle, że nie nadążał za najnowszymi trendami dziecięcej mody. Podręczniki też ma po bracie. I nawet nie zwracał na to uwagi. Ale inni chłopcy zwracali. I Paweł miał kłopoty. Oczywiście, na bieżąco reagowałam na takie sytuacje, rozmawiałam z wychowawczynią, czasem z wicedyrektorką, na chwilę był spokój, a potem powtórka. Pani wychowawczyni klasy "B", jakkolwiek miła, nie radzi sobie zupełnie. Zaproponowałam Pawełkowi w wakacje rozważenie pomysłu ze zmianą klasy. Myślał, myślał, a ostatnio stwierdził, że gorzej już być nie może i on chce spróbować. Wczoraj zanieśliśmy z TŻem podanie i pani dyrektor załatwiła sprawę od ręki. Do klasy "D" chodzi kilkoro dzieci nauczycieli. Wychowawcą jest pan od matematyki. Jeśli jest tak samo konkretny i wymagający, jak przystojny, to będzie super. Zmiana klasy nie rozwiązuje oczywiście problemu Pawełkowej nadwrażliwości, ale daje szansę na pozytywne kontakty z rówieśnikami. Zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam, ustanawiając surowy zakaz wszelkiej przemocy w domu. Może, jakby się z Julkiem systematycznie leli, to Paweł lepiej potrafiłby radzić sobie z agresją, może umiałby się bronić... Tyle, że to jest sprzeczne z zasadami, które są dla mnie ważne.
Pozostaje mieć nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Pt wrz 02, 2016 7:18 Re: Ragilian, czyli czułe ragdoll show. Florcia została mamą

Trzymam kciuki, zeby bylo synkowi w szkole jak najlepiej! No i za cudowne domy nieustajaco :)
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 87959
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Anna2016 i 84 gości