Boniaczek po kolejnym zabiegu, nie chciałam pisać żeby nie zapeszyć

, ale już tydzień minął, dziadunio dochodzi do siebie. Wszystko po to żeby poprawić mu komfort życia, to takie porywanie się z motyką na słońce, ale nie pozwolę mu cierpieć, niech żyje bez bólu dokąd się da. Po zabiegu odżył i nawet próbuje się bawić... tak strasznie źle się patrzy na takie powolne odchodzenie, niby człowiek ma czas żeby się pożegnać, ale niewiele to zmienia
Falka też po zabiegu, straciła sporo ząbków i ogólnie zrobiliśmy porządek w paszczy, narkozę zniosła średnio, ostrożnie było i delikatnie, a i tak długo dochodziła do siebie. Panienka na szczęście już zapomniała o stresie.
Betty... tu mamy spory problem

, do kłopotów z tylnymi łapami doszła przednia prawa, jest bardzo źle, zabieg u Betuni to ryzyko, a i tak nie jesteśmy pewni rezultatu, na razie jedziemy na blokadach i wspomagaczach, no i psiątko trzeba nosić, przy moim zdrowiu to sport wyczynowy
Lena ciągle się przeziębia, ma strasznie niską odporność

, w badaniach nic nie wychodzi, na razie znowu zaleczyliśmy i dostaje serię betaglukanu. Ciapaty kotek jest niesamowicie "felerny", ciągle coś jest nie tak.
Jasnym punktem jest Zezol, pomimo wszystkich jego problemów od początku życia on jeden jakoś się trzyma, oby jak najdłużej

To tyle, w "telegraficznym skrócie", jeśli kogoś jeszcze interesuje co u nas...