Nomam wreszcie czas zdać relację.
Pierwsze co zobaczyłam po przyjeździe to zmokniętą Filipkę, ciotka w taką wichurę nie wpuściła jej do domu!!!

Czekałam do 4 (oczywiście wpuściłam Filipkę do domu) i pojawił się jej kociak, zaraz potem pojawił się tylko jeden Filemonki. Drugiego brak. Mówię muszę jechać bo już 6 minęła, pojechaliśmy, podróży nigdy nie zapomnę ! Miałczały, prychały, a jeden nawet się biedactwo zsiusiał ze stresu.
Dojechałam ledwie żywa, w domu wpuściłam maluchy do łazienki i kotka (jak się okazało)od Filemonki ochoczo zwiedzała pomieszczenie, natopiast kociak Filipki siedział w tranporterku. Po pół godzinie wyszedł w czasie gdy mała już jakiś czas siedziała mi na kolanach i mruczała jak wiartarka

. Strachliwie zwiedzał łazienkę, ale jakiś godzinę potem delikatnie pierwszy raz się o mnie otarł.
Mój kocur zainteresował się, co tak długo robię w łazience i miałknął pod drzwiami, nim się spostrzegłam kotka wskoczyła na umywalkę, a z niej na klamkę i otworzyła drzwi (nie mam pojęcia skąd wiedziała jak to działa). Mój kocur stanął jak słup soli, ale po paru sekundach zreflektował się i zacząl prychać na kotkę, a maluch zeskoczył z moich kolan i wskoczył do transporterka i tu najdziwniejsze, mój kociamber zostawił zaintrygowaną kotkę i podszedł do tranporterka, wyjąl z niego małego i zatargał na krzesł po czym zacząl lizać

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Teraz śpi z nim, on też go traktuje jak swoją mamę, a co do kotki to mimo próby nawiązania kontaktu z jej strony mój ją przegania więc małazrezygnowana właśnie się myje. Oj zapamiętam ten dzień do końca życia !
Choć muszę jeszce pojechać po trzeciego smyka.