One podobno tak zawsze - jak tylko się widzą, to się przytulają.
Zaniedbane bardzo bo pewnie jakieś porody mają za sobą i na takie osłabione rzucają się stada kleszczy. Nie pozwolą sobie wyciągnąć

Z robakami pewnie podobnie. Kocury są w lepszym oczywiście stanie, ale też tak chętnie nie podchodzą.
To wszystko wiem z opowieści - sama je widziałam, próbowałam dotknąć choć palcem...
W sumie gdyby ktoś sie przyłożył toby pewnie oswoił, skoro dadzą sie karmić z ręki prawie, ale dziś mi Zosia mówiła, że było kilka prób złapania bezskutecznie. Podobno też na klatkę.. No, ja nie wiem. Była jakaś pracownica, której nie było obojętne i ona właśnie nie dała rady.
Poza tym jest tak :
Zosia mówi do p. Basi, że kotka cała w kleszczach, a p.Basia, że p. Gienio powiedział, że to nie szkodzi-da sobie radę. P. Basia ma prawie 90, p. Gienio to pracownik, młody i jako taki ma zdanie decydujące.
A, i wczoraj telefonicznie p.Basia opowiedziała, że jak sie udało za którymś razem złapać kotkę w ciąży [nie wiem którą, czy z tych czy inną, bo to lekki chaos taka rozmowa przez telefon] i odwieźć do lecznicy, to weci powiedzieli, że ciąża jest za wysoka i nie można robić kastracji.
