Ja wiem, ja wiem!!! Sprzątałaś kupsztala rozniesionego i rozmazanego po całym mieszkaniu

Agusiu kup szelki dla kota. zamiast smyczy znajdź lekki sznur. Są takie sznury co prawie nic nie ważą, wtedy nie będzie jakoś obciążał plecków Rysi. I niech ten sznur jest długi. Oczywiście on i tak będzie haczył o rośliny i nie będzie to takie jak bieganie luzem, no ale co zrobisz... trzeba zaleźć kompromis. Jak wygląda ta działka? To jest wieś czy ogródek działkowy? Zawsze można pomyśleć o ogrodzeniu i zabezpieczeniu ogrodzenia przed wychodzeniem. Oczywiście kot może się wspiąć po płocie, ale myślę że nie po każdym. Jakoś ogrodzenia się zabezpiecza, jest na to sposób, bo wiem że inni tak robią.
Czy szczepisz Rysie na choroby, które może złapać na podwórku? Czy jest zabezpieczona przed kleszczami?
Ja Ci powiem, że gdybym miała domek z ogródkiem gdzieś to woziłabym tam swoje koty. Siedziałyby w domku. W końcu by się przyzwyczaiły do tych wycieczek i zawsze byłoby to urozmaicenie jakieś. Gdyby chciały wyjść na trawkę to po zabezpieczeniu i na długiej lince siedziałyby sobie na trawie. Gdybym miała taki luksus, że mogłabym swoją działkę ładnie ogrodzić, a moje koty już by się aż tak nie bały to może bym je puściła po ogrodzie - ale tylko pod kontrolą. Jednak najlepsze jest dla mnie rozwiązanie jakie ma Mirka, pod tym względem jak nauczyła kotki i to jest dla mnie wzór. Bo mimo, że ma ogródek to jej koty nie garną się do wolności. Nie chcą uciekać. Wyjdą ostrożnie na zwiad do ogródka i po obchodzie idą do domku. I tak sobie wyobrażam moje koty, gdyby miały domek

Marysia chyba była kotem wychodzącym, w każdym razie została z domu wyrzucona. I była bezdomna. Na tym osiedlu, z niskimi budynkami, gdzie jest względny spokój, wypatrzyła sobie okno mojej cioci. Ciocia mieszka na parterze i Marysia wskakiwała na skrzynkę z prądem i hyc - po kryjomu do jej domu. Albo też siadywała pod drzwiami i siedziała w kąciku marząc aż ją wpuszczą do domu. W domu chowała się pod koc, żeby jej nie było widać i siedziała tam po cichutku bez jedzenia i picia i bez kuwetki, żeby jak najdłużej być w domu. Kiedy moja ciocia na moje polecenie zatrzymała ją w nocy w domu to biedna Marysia nie dostała ani jeść ani pić i nie miała kuwetki. Zniosła ten trud i rano uciekła przez otwarte okno. Wtedy już ja się pojawiłam z jedzeniem i kuwetą. Śmiałyśmy się że Marysia poszła się pożegnać na mieście. Ale tak naprawdę to ona pewnie poszła się załatwić i coś zjeść. Jednak uważam, że gdyby zamieszkała tam u cioci to chciałaby wychodzić. Chciałaby mieć i dom i spacery, bo do tego była nauczona. U mnie tego nie ma. Zawsze robiłam jej wycieczki do weta piechotą. Szłyśmy sobie i Marysia oglądała świat. Bardzo się bała, ale w drodze powrotnej to już oglądała świat, albo z moich rąk, bo nosiłam ją na rękach, albo z transporterka później. A raz jeden postawiłam ją na chodniku na smyczy - dostała takiego szału, że prawie sobie głowę urwała - wzięłam ją szybko na ręce, a ona wtuliła się w moje ramie, objęła je łapkami rozpaczliwie jakby chciała powiedzieć - nigdy więcej tego nie rób! Miałam ogromne wyrzuty sumienia, że aż mi się płakać chciało. Moja Marysia nie chce już wychodzić. Choć po wizycie u weta i Marysia i Kitusia chcą wychodzić na klatkę. Puszczam je czasem. Tak samo robił mój Maciuś. To normalne, bo i ja jak byłam dzieckiem to lubiłam bawić się na klatce. Zawsze to coś innego niż domowe ściany.
A jaka jest historia Rysi?