Dziś zdiagnozowano u mojej kotki (11 lat) guza. Bardzo dużego, poważnego, gdzieś w okolicy śledziony, żołądka. Weterynarz stwierdziła, że zdjęcie rtg dobrze pokazuję tę narośl, czyli w sumie raka, chociaż nie jest w stanie określić czy uda się to wyciąć, czy jednak wszystko jest tak zainfekowane, że trzeba będzie kotka uśpić.
Jestem załamana. To mój ukochany zwierzak, członek rodziny, 11 lat razem, rozumiemy się idealnie.
Ale od kliku tygodni zaczęły się bardzo niepokojące objawy: kot bardzo schudł (zawsze była chudzielcem, ale teraz straszliwie), nie ma siły (a zwykle cierpiała na ADHD
Kotek przez te wszystkie lata nigdy nie chorował. Taki wesoły, kocio-kapryśny przymilacz, galopujący po całym domu, a jeśli coś go zabolało - to od razu mi to oznajmiał i zawsze wiedziałam jak zareagować i zawsze pomagało. Nagle teraz kotek się nie skarży, tylko całe dni leży pod fotelem, ale patrząc na te wcześniejsze objawy - musi go chyba bardzo boleć, a jest teraz tak osłabiony, że po prostu nie ma siły? A może czuje, że to coś poważniejszego niż chwilowe zatwardzenie?
Byłam z nią u weta (jestem z Krakowa). Zrobiła rtg i od razu stwierdziła, że kot ma wielkiego guza i że trzeba kotka otworzyć, bo inaczej nie wiadomo co i jak.
I że ona też czuje pod pacami, że jest guz.
Kotek dostał glukozę na wzmocnienie i coś przeciwbólowego. Jutro ma iść na operację, która może się okazać definitywna. Wet mnie uprzedza, że może będę musiała podjąć decyzje o uśpieniu.
Ryczę po kątach. Ok - ale to nie pomaga, więc prośba: czy ktoś z Was coś doradzi? Może zna się na zdjęciach RTG? Bo ja, przyznam się, niewiele widzę na tym zdjęciu. Nie widzę i nie czuję tego guza, ale za to widzę, że mój kotek jest chory.
Proszę...





