nietoperze widuję często, tak na granicy dnia i nocy. Jak mieszkałam jeszcze w blokach to zdarzal się zabląkany w domu, czy na balkonie. One są śliczne, takie maleńkie.....Pomiędzy miejscem, gdzie teraz mieszkam , a poprzednim , są stare forty, w których są oficjalne siedliska tych zwierzaków.
Szczepionki.....mialam niedawno dyskusję z bardzo rozsądnym wetem. Badania dowodzą, że większość szczepień przeciw pp u kotów czy parwo u psów - jest nieskuteczna, przeciwciała aktywne się nie wytwarzają. Dla psów są ponoć już testy stwierdzające skuteczność szczepienia, nie ma ich dla kotów. I ciekawostka - po prawidłowym szczepieniu odporność potrafi się utrzymywać do 10 lat. Wet ów twierdzi także, że sporządzanie surowicy z krwi kota szczepionego regularnie - jest brednią, bo nie ma żadnej pewności, że kot ma aktywne przeciwciała. Z krwi ozdrowieńca - tak, to ma sens, o ile kot wyzdrowiał stosunkowo niedawno. Bo to jest jakoś tak, że przeciwciała niby są, ale nie zawsze są aktywne. I u psów tę aktywność test może potwierdzić, u kotów jeszcze takiego nie ma. Po prostu - szczepionki zawierają martwe wirusy, organizm wytwarza przeciwciala na
trupy. Kiedy zaatakuje prawdziwy, żywy wirus - to już doopa.
Ale....ten sam wet twierdzi, że sensowne jest podanie szczepionki przeciw kk w trakcie silnego ataku choroby. Nie szczepionką skojarzoną, a pojedyńczą. Że podanie wówczas martwego wirusa prowokuje organizm do wytwarzania przeciwciał także wobec tego żywego. No ale pp a kk to zupełnie inne choroby.
Mam koty wychodzące, dorosłe. Tylko jeden z nich był w dziecięctwie zaszczepiony. Miśkę zaszczepiłam kiedyś p/ko białączce. Dwojka jest wychowana na dworze - w swoim życiu zapewne zetknęły się z wszystkim co się da bo trafiły do mnie już jako dorosłe. Wściekliznę to wetki wybiły mi z glowy. Rozumiem sens szczepienia kotów niewychodzących, jeśli ma się styczność z bezdomniakami, schronami - generalnie ze środowiskami potencjalnie będącymi źródlem zakażenia. Wówczas tego wirusa można na przysłowiowych butach przenieść.
U mnie , w terenie takim miejsko- wiejskim - kotów jest dużo . Są i takie jak moje , domowe wychodzące, kastrowane i takie wiejskie żyjące przy domu, karmione, ale póldzikie, czasem rozmnażające się, choc coraz więcej sąsiadów decyduje się na sterylki - starsi (hehehe moi rówieśnicy) , odchodzą w cień, władzę obejmuje następne pokolenie, które chce mieć koty w obejściu, ale bez nadmiaru.
Mięsaki poszczepienne zdarzają się niestety po wszelkiego rodzaju iniekcjach - także po antybiotykach, które czasem są konieczne. Tylko nazwa nowotworu myli - bo najczęściej jest to reakcja na samo wstrzyknięcie, a nie na to co zostało wstrzyknięte. Stąd teraz jest tendencja do podawania wszystkiego w lapę.
Białaczka po szczepieniu - tak, zdarza się, jeśli kot nie miał wpierw wykonanego testu, w prawidłowym czasie, ew. jeśli był w kiepskim stanie ogólnym. A jak wiemy , są weci , którzy chcieliby szczepic na wszystko, za jednym zamachem, bez jakiegokolwiek badania kota.
To zresztą tacy, co kotu niewychodzącemu serwują szczepienie p/ko wściekliźnie.
A tak już zupełnie na inny temat, ale ciut powiązany - to nowe pokolenie, o który wcześniej wspomniałam, ma niestety jeden paskudny dla mnie zwyczaj - betonują i
zakamieniają wszystko co się da. Trawniczki wielkości chusteczki do nosa, z trawką wysokości centymetra max - chyba nożyczkami to tną, ze dwa poletka iglaków parę donic - a reszta - kostka taka, kostka siaka, kamień łupany, siekany, mielony....
Moje zaplecze domu, bo trawnikiem tego nie nazwę, to - mlecze, szczaw, cykoria podróżnik, tasznik, krwawnik, babka lancetowata, koniczyna, mięta i cała masa takich, co nazwać nie potrafię. No i PERZ

Jest zielono, jest wesoło. Koty mają w czym buszować.
Oj Patmolku, sorry, że tak sie rozpisałam
