Kochani.Nie piszę bo robię.Wracam póżno, ale wiem że dobrze spożytkowałam czas.
Zdobyłam ostatnio trochę szlafroczków dla moich kotów w domu.Kiepsko u nas z kocykami, wiec jade jak jest przecena rano i zwykle w pierwszej kolejnosci rzucam sie na niezbędny mi asortyment a potem na koncu szukam czegoś dla siebie.
Przy okazji zdobyłam i troche polarków do budek.Niby to nie sezon ale nie szkodzi gdzie nie gdzie wymienic po sezonie zimowym i byc spokojnym ze koty mają czysto.Jesienia będzie mniej pracy.
Kilka rzeczy musiałam sobie ustawic inaczej.Zmienic.Nie znosze kłótni, nerwów, afer i rozhisteryzowanych osób nie potrafiacych za grosz panować nad własnymi emocjami.Ba! uważam nawet a wrecz jestem przekonana kierujac sie własnym doswiadczeniem sprzed 3 lat, ze takie działania odbijaja sie nie tylko na ludziach ale i na kotach.
Dlatego też ja zawalczyłam i to bardzo mocno o to aby móc powrócic i mieć nadal siłę, energie i motywacje do tego co robie.
Czasami jest bardzo cieżko, czasami rece i nogi opadaja, czasami......ale każda sytuacje staram sie swiadomie dogłębnie i mocno przeanalizowac zanim podejmę kroki.Tak aby skorzystały na tym koty bo o nie przecież chodzi.
Nie pisałam o tym ale od dawna jest bardzo nieprzyjemna atmosfera pomiedzy mną a karmicielka z Lotniska.Jestem atakowana, wyzywana, poniżana listami zostawianymi mi w miejscach które karmie.
Oprócz słow cieżkiego kalibru, użytych nawet przy osobach postronnych, bo ostatnio nie byłam sama, dochodzi kwestia zabraniania mi pojawiania sie na Lotnisku jak i straszenia ze "przyjde i napisze prawde'
To no proszę.Zapraszam.
Podobno we wszystkim kłamie, nie sterylizuje,Chociaż nawet Osoba z Forum widziała moje kotki czekajace na zabieg w gabinecie, o czy pisała tutaj na watku, karmie byle gównem i do tego robie popisówki bo zapraszam Tomka.Moja cała działalnosć wkrótce zostanie odkryta i ujawniona.
Ja pierdziele......
Pojechałam ostatnio ze znajomym, bo po awanturze dzień wczesniej jaka mi została zrobiona, ze aż wszyscy Bezdomni na Lotnisku to słyszeli, pojechałam zeby zajrzeć na stryszek gdzie jesienia ub.roku zawiozłam ze znajoma kocyki.
Nic nie zostało tknięte.Zaden kocyk nawet nie wytrzepany.Robactwo wśród resztek jedzenia walajacych sie po stryszku, pod mnóstwem kartoników na których nakładane jest jedzenie.
Smród.Zostawiłam otwarte okienko.Wytrzepałam co sie dało.Zasikane wyrzuciłam.
Przy okazji zostawiłam jedzenie we wszystkich mozliwych miejscach, w których wiem ze sa koty choć kotów widziałam tylko dwie sztuki.
No i przed wczoraj atak.Kot nie żyje.Przeze mnie.Udusił sie na stryszku bo ja tam wlazłam.
No serio ale większej bredni nie słyszałam.Owszem widziałam kotka.Siedział sobie na legarze i obserwował jak nakładałam jedzenie.Potem zszedł i jadł ze smakiem.
Koty po mojej wizycie latały pod sufitem ,

jeden sie udusił

i Bog wie co jeszcze sie działo.

Taka straszna jestem.
Ale jak na dole sa libacje i imprezy całonocne to koty jakoś sie nie boja......

tylko ja wywołałam w nich szok.

Zwłaszcza że na tym stryszku jest tyle dziur i wyjść ze koty swobodnie mogły wyjsć lub sie schować podczas tego jak chwile sprzatałam na strychu.
Mało tego w tamtym roku podobno tak je wystraszyłam kiedy im wkładałam kocyki ze cała zimę siedziały w krzakach.
No cholercia we wszystko uwierze ale nie to.Moje koty owszem kiedy sie wystrasza potrafia uciec z budki ale po chwili spokojnie do niej wracaja i nikt mi nie wmówi takich rzeczy.
Wychodzi na to ze to co człowiek stara sie zrobić zeby było lepiej i tak przez co niektórych jest inaczej rozumiane....jasne lepiej by było gdyby zimowały na tej gołej strychowej podłodze.
No to poprosiłam o pokazanie mi tego kota.....co sie udusił.

To ja chętnie go zabore na sekcje aby ustalic przyczyny i czas zgonu.
Nie ma kota.Zakopany.
Szkoda słów i pisania.
Byłam wczoraj o innej porze.Z pomoca bezdomnych zrobiłam cieple legowisko kici, która niewykluczone ze ma kociaki.
Teraz kiedy nowi ludzie zasiedlili opustoszała altanke prawdopodobnie wyniosła sie z maluchami w krzaki.
W ubiegłym roku chciałam ta kotke wysterylizowac ,ale kiedy pojawiłam sie na lotnisku była juz wykocona.Do póżnej jesieni zajmowała sie miotem.Zabrałam jej 3 córki z miotu wcześniejszego.Kotki po aborcjach zostały u mnie, bo Bezdomna juz ich nie chciała z powrotem na swoim stryszku.Zreszta po tym jak udusili kociaka no to juz wszystko to marnie wyglądało.
Miałam tą kotkę zrobic w tym roku ale.....moje karmienie zbiega sie z karmieniem karmicielki.Kiedy przyjeżdałam nie mogłam nawet wywołać kotki do jedzenia.Ani też ocenić w jakim jest stanie czy też wiedzieć ile mamy czasu.
Robiłam w trakcie kotki ze stada.Bardzo ważne dla mnie.Kotki których okocenie dałoby bardzo bolesne skutki.Walczyłam o ostatnie miejsca na zabiegi kiedy okazało sie ze brak srodkow spowodował wstrzymanie zabiegow w miesiacu maju.Moje ostatnie 5 kotek to zabiegi wyrwane prawie .Ale sie udało.11 kotek to nie mało przy moich mozliwosciach a zwłaszcza braku transportu który tutaj decyduje.
Miesiac cierpienia z zębami, afery, nagonki a nawet zakaz mojego Meza który też juz ma dosyc tej sytuacji ,spowodował że przez pewnien czas obawiałam sie dochodzic do kotów, które karmie blizej przy Bezdomnych.Jedzenie zostawiałam blizej.Nawet Dziewczyn z forum radziłam sie na pw co w tej sytuacji zrobic.
Były rady zeby odpuścic.
Tyle ze wiem ze te koty mniej czy bardziej jednak mnie potrzebuja.Zwłaszcza ta kotka o której pisałam powyzej.
Tak sie ucieszyła kiedy mnie zobaczyła.Wczoraj tak samo.Pamietała nasze miejsce gdzie chowałam w ub.roku dla niej jedzonko.
Ona bardzo lubi josere.Puszeczke wczoraj tak wsuwała.Zrobiłam jej tam takie bardziej ludzkie warunki.Postaram sie to jeszcze jakos zabezpieczyc, bo dach przecieka.Taka wdzieczna istotka......
