kalewala pisze:Siedze i znow lapie golebie....
Jednego w nocy zlapaly koty... Wiec pewnie malo glodne sa...
Kalewala siedziała rano i łapała gołębie. W nadziei, że Monice z Piotrkowskiej 149 idzie lepiej napisałam do niej, czy coś się złapało. Odpowiedziała, że niestety nie, ale okazało się, że jest jeszcze jeden maluszek po burej matce. Napisała: wyszły oba do miski.
No to zapytałam, czy miska była w klatce.
Odpowiedziała, że nie, bo ona nie może pilnować wszysstkich ludzi, którzy tam chodzą i karmią koty. Naturalnie, że to rozumiem. W końcu tam pracuje i przesadą byłoby wymagać, żeby w godzinach pracy pilnowała kotów na podwórzu.
Ponieważ i tak miałam jechać w tamtym kierunku, napisałam, że podjadę i umówimy się na jutro.
Wchodzę na podwórze i cóż widzę? Zero klatek. Dzwonię – cisza. Rozglądam się i cóż widzę?

Spod samochodu wystają dwie główki. Przykucnęłam, wyciągnęłam suche, które zawsze noszę, podeszły, dały sobie zrobić zdjęcie...

I nagle słyszę: daj miskę!
I widzę dwie panie, jedna z nich otwiera saszetkę łiskasa..
Mówię pani, że koty mają być głodne, bo my tu łapiemy, pani nie słucha, pani wywala saszetkę.
Druga pyta a po co łapiemy, no to mówię, matki na sterylki, młode do adopcji...
Druga mówi do pierwszej: mama, panie tu łapią, a pierwsza na to: daj drugą miskę, naleję wody (fakt, pani była przygotowana).
Zwróciłam się bezpośrednio do pierwszej: pani jest przeciwna sterylkom?
Nie, mówi, ja też mam takie... chociaż żałuję...
nosz q...
No to opowiadam o krzywdzonych kotkach, o tym, że matki tu wrócą, a malce nie powinny. Córka się przejęła a matka? Otworzyła drugą saszetkę i władowała do miski...
Na koniec i pocieszenie dowiedziałam się, że jutro ich nie będzie, bo one z Bałut, tylko miały sprawę do załatwienia i zobaczyły koty... A mamusia taka kociara...
Tyle mojego, że maluch dymno pręgowany wyleciał do tego łiskasa...

*

*

Zdjęcia z komórki