Z piekła rodem. Mam pięcioro dzieci!

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pt maja 27, 2016 21:39 Re: Z piekła rodem. Dziennik żałobny

Bardzo Ci współczuję. Wiem przez co przechodzisz. Naprawdę wiem. Znam tą równię pochyłą, bo też się na niej znalazłam. Dwa lata minęło dwunastego maja. Bez niego - bez mojego Maurycego. Też umarł z powodu PNN. Wtedy, to był mój jedyny kot. Jak umarł, to nigdzie go nie było. Myślałam, że oszaleję. Najgorsze były powroty z pracy do domu. Pustego. Nawet, jak byliśmy wszyscy, pięć osób, to i tak było pusto, bo jego nie było.
Dziś jestem... hodowcą kotów rasowych. Ragdolli. Bo ich ufne usposobienie przypominało mi jego. Bardzo legalnym hodowcą. Równo w drugą rocznicę śmierci Maurycego urodziły się moje pierwsze kocięta. Jak prezent. Albo znak.
Kocham moje koty, jak siebie samą. Wszystkie. Chociaż każdego inaczej. Zawsze najbardziej na świecie.
To Maurycy nauczył mnie kochać koty. Odcisnął na moim sercu pieczęć. Bardzo ją sobie cenię. I jestem wdzięczna, chociaż zawsze tęsknię.
Nigdy nie wiemy, co nam życie szykuje... I nie wiemy także, co sami sobie jesteśmy w stanie zaproponować. Na co nas stać.
Nie jest łatwo rzecz tragiczną, fakt, który wyrywa serce z flakami,przekuć w dobro. Ale jest to możliwe.
Kiedyś przyjdzie dzień, w którym podniesiesz głowę. Bo ona, Nesca, przecież nie żyła na darmo.
Trzymaj się ciepło.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Pt maja 27, 2016 21:57 Re: Z piekła rodem. Dziennik żałobny

Witaj, lilianaj, miło, że do mnie trafiłaś.

lilianaj pisze:Nigdy nie wiemy, co nam życie szykuje... I nie wiemy także, co sami sobie jesteśmy w stanie zaproponować. Na co nas stać.
Nie jest łatwo rzecz tragiczną, fakt, który wyrywa serce z flakami,przekuć w dobro. Ale jest to możliwe.
Kiedyś przyjdzie dzień, w którym podniesiesz głowę. Bo ona, Nesca, przecież nie żyła na darmo.

Taką mam nadzieję. Choć jeszcze nie wiem w co i jak miałaby ta strata wyewoluować, ale tego nigdy nie wiemy w danym momencie; to widać dopiero post factum. Miałam już takie przypadki w życiu, gdy jakiś tragiczny moment okazywał się początkiem czegoś dobrego. Może i tym razem, kto wie...?

A przy tym wszystkim mam świadomość o ile ciężej musiało być Tobie i musi być w ogóle tym osobom, które mają jednego zwierzaka i po jego odejściu pustka jest przytłaczająca i wszechogarniająca...

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14654
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Pt maja 27, 2016 23:36 Re: Z piekła rodem. Dziennik żałobny

Ja z kolei. jako stara kociara, pamiętam śmierć mojego pierwszego kota, Zuzy.
Byłam już na forum, to 2006 rok, walczyłam tez jak lew z nieuniknionym, co i tak musiało nadejść. Wtedy nawet ówczesna wiedza o pnn była w powijakach. ale ja byłam pewna, ze sobie poradzę, mało tego, nauczyłam moich wetów szukać wiedzy o tej chorobie.
Byłam tak pewna siebie, ze nie dałam uśpić kota, umarł mi na rekach. Cierpiała bardzo i od tego czasu przyrzekłam sobie, ze nigdy moje uczucia nie będą dominować nad dobrem kota, który żyje tu i teraz, jego komfort życia jest tym, co dla mnie najważniejsze.

Miałam po Zuzie 12 kotów znalezionych na osiedlu. zanim pokonała mnie choroba rzs, karmiłam osiedlowe koty, sterylizowałam kotki, chodziłam po krzakach i piwnicach po nocy i już inaczej zaczęłam patrzeć na koci świat.

Teraz zostały mi 4 koty, uczestniczyłam w chorobie i śmierci 8 kotów. Najbardziej zabolała mnie śmierć Amisi, szylkretki, jedynego kota, którego nie znalazłam, tylko wzięłam, bo chciałam ją, bo to była miłość od pierwszego wejrzenia. Jedyny mój ukochany kot.
Amarantę, Amiśkę uśpilam w drugi dzień swiąt wielkanocy w tym roku po roku walki, tez pnn...To był mój kot, jak jak Twoja była kotka...
Ryczałam jeden dzień, ale widziałam, ze ma dość, jest zmęczona i paradoksalnie poczułam ulgę po paru dniach, że dałam radę i nie skazałam ją na śmierć z bólu.

Za miesiąc musiałam uśpić mojego pierwszego 19 letniego kota, który półtora roku chorował na zapalenie trzustki, zaczęły mu siadać nerki i krążenie...
Tez poczułam ulgę, bo on od półtora roku dostawał codziennie kroplówki podskórne, miał zrosty, był chudy jak szkielet, dokarmiany strzykawką, łykał masę tabletek i spał w szafie, bo nie mógł już na mnie patrzeć.

Koty żyją tu i teraz, to nasze uczucia bolą i tak to jest.
Ludzie umierają i tez zostawiają dziurę w sercu u nas.
Tak to już jest, niestety, nie ma na to rady, trzeba się z tym pogodzić i nie dać się pokonać bólowi, naszemu bólowi...
Trzeba życ dalej i kochać tych, co zostali i tych, co już nie ma z nami, ale ich pamięć jest w nas zawsze i będzie. :ok:
Anna i tylko cztery koty :(

anna57

Avatar użytkownika
 
Posty: 13052
Od: Wto kwi 27, 2004 10:24
Lokalizacja: Poznań

Post » Sob maja 28, 2016 11:08 Re: Z piekła rodem. Dziennik żałobny

Ach, to o Amisi pisałaś wtedy na FB... Pamiętam, że przeczytałam ten wiersz i się rozbeczałam. Wtedy już przeczuwałam, że niedługo przyjdzie mi się pożegnać z Nescą. A 19 lat to piękny wiek dla kota! Ileż ja bym dała, żeby Nesca ze mną tyle przeżyła. Czuję się oszukana, ograbiona z tych lat, które mogłyśmy razem spędzić, a które nie nastąpiły. :( I w dodatku nie mogę mojej złości i rozczarowania kierować w czyjąkolwiek stronę. W stronę ślepego losu? Gdybym wierzyła w jakiegoś boga, to może bym mu złorzeczyła i go wyklinała... :(

Różne mam chwile w ciągu dnia. Przez ostatnie dwa dni męczą mnie różne "a gdybym". Chociaż doskonale wiem, że to bez sensu. Że PNN jest śmiertelną chorobą i w pewnym momencie po prostu nie da się już nic zrobić.

Z drugiej strony czuję wewnętrzny spokój, który przykrywa cały mój żal i tęsknotę. Spokój kogoś, kto od ponad pół roku żył na emocjonalnej huśtawce. Nie muszę już się szarpać, bać się, miotać między daremną nadzieją a rozpaczą. Przez ten cały czas właściwie nie żyłam dla siebie ani trochę, żyłam dla niej. Cały mój czas to było martwienie się, sprawdzanie jak się czuje, podawanie kroplówek, załatwianie recept i leków, karmienie jej, umawianie się do weta, wyczekiwanie z drżeniem serca na wyniki krwi, płacz gdy te wyniki były coraz gorsze... Ostatni raz w kinie byłam w grudniu, a i wtedy podczas seansu myślami byłam przy niej. Potem wygrałam na FB bilety na przedpremierowy pokaz "Syna Szawła". Nie poszłam, nie umiałam zmusić się do wyjścia z domu, bo wydawało mi się, że ona akurat gorzej się czuje. Niedawno oddałam do biblioteki nieprzeczytane książki... I tylko od czasu do czasu alkohol pozwalał na chwilę zapomnieć, udawać choć przez moment, że nie jest tak źle.

Może wybiorę się do kina za tydzień lub dwa...?

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14654
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Sob maja 28, 2016 18:38 Re: Z piekła rodem. Dziennik żałobny

Tak Aniu, o niej pisałam :(
Anna i tylko cztery koty :(

anna57

Avatar użytkownika
 
Posty: 13052
Od: Wto kwi 27, 2004 10:24
Lokalizacja: Poznań

Post » Nie maja 29, 2016 12:25 Re: Z piekła rodem. Dziennik żałobny

Efektem ubocznym straty Neski jest poczucie mojej bezsilności i bezsensowności podejmowania wysiłków. Oczywiście zdaję sobie doskonale sprawę, że są rzeczy, na które wpływ mamy i takie, które od nas zupełnie nie zależą. Tyle że zbyt często widać dopiero po fakcie czy nasze starania przyniosły jakiś efekt, czy też przypominały syzyfowe wtaczanie kamienia na górę. Dlatego teraz czuję zniechęcenie już na wstępie, mam poczucie bycia zabawką w rękach losu. Czegokolwiek bym się nie podjęła, i tak końcowy rezultat nie zależy wyłącznie ode mnie. Chyba właśnie straciłam niewinność...

A żeby mnie jeszcze dobić, los właśnie zgotował mi kolejną niespodziankę - Mała straciła dziś apetyt, zwymiotowała i wyraźnie źle się czuje. Poproszę jeszcze jakieś nieszczęścia, w końcu żałoba po śmierci najukochańszego kota, a teraz nagłe pogorszenie stanu zdrowia kolejnego to przecież nic. Nie muszę zaczynać żyć dla siebie, mogę się dalej, do kurwy nędzy, poświęcać i nosem podpierać.

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14654
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Nie maja 29, 2016 17:19 Re: Z piekła rodem. Dziennik żałobny

Przychodzi mi do głowy, że to moje zaburzone przeżywanie żałoby niekoniecznie jest adaptacyjne w dłuższej perspektywie. Powinnam przeżyć wszystko książkowo, łącznie z bardzo bolesnym, ale może nieuniknionym etapem odrętwienia i totalnej rozpaczy. Czuję, że w tej chwili całe to doświadczenie przekształca mój sposób patrzenia na rzeczywistość, o czym pisałam wyżej. Zaczynam mieć obezwładniające poczucie rezygnacji, u podstaw którego leży nieukierunkowana złość. I bunt. Wszystko wydaje mi się pozbawione sensu i zachodu. Nadal mam wrażenie niekompletności mojego stada. Jaki sens starać się, skoro tak się starałam, a nie uchroniłam jej od śmierci?! A bez niej w ogóle nic nie ma sensu.

Wiara w Boga/bogów/siłę sprawczą... Wszystko wyrasta z jednej najprostszej ludzkiej potrzeby - posiadania wpływu na rzeczywistość, kontroli nad życiem, zamknięcia oczu na oczywistą prawdę, że w 99% zależymy od wyroków losu. Wierzący mają znakomicie opracowane mechanizmy radzenia sobie z dysonansem poznawczym. Jeśli to, o co się modlą, spełni się, umacniają się w swojej wierze i poczuciu sprawstwa. Gdy się nie spełni, są przekonani, że Bóg miał w tym jakiś cel, który póki co jest nieodgadniony, ale z pewnością dla nich korzystny. Inna sprawa, że w takim razie po co się modlić? Skoro Bóg ma jakieś swoje cele, to je zrealizuje bez względu na modły lub ich brak...

Gdyby przyszedł dziś do mnie jakiś wszechmocny mag (albo jacyś zaawansowani technologicznie Obcy, jak w końcowych scenach "A.I") i zaproponował cofnięcie się w czasie do 2004 roku i rezygnację z wzięcia Neski, to chyba bym skorzystała. Spojrzałabym po raz ostatni na Ramzesa, Łaciatka i Małą, nacisnęłabym jakiś guzik czy co tam by było trzeba, i wybrała alternatywną ścieżkę mojego życia.

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14654
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Nie maja 29, 2016 21:25 Re: Z piekła rodem. Dziennik żałobny

aniaposz pisze:Efektem ubocznym straty Neski jest poczucie mojej bezsilności i bezsensowności podejmowania wysiłków.

Da się z tym żyć.
Przytulam Cię mocno.

Jak się czuje Mała?
To tylko ja,
Tż Gretty
:cat3: Kot. Nie dla idiotów!

Gretta

Avatar użytkownika
 
Posty: 35235
Od: Wto lip 18, 2006 12:53
Lokalizacja: "wesołe miasteczko" (Trybunalskie)

Post » Nie maja 29, 2016 21:29 Re: Z piekła rodem. Dziennik żałobny

Chyba nie tak źle. Zjadła później, nie wymiotowała. Zobaczymy jak jutro.

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14654
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Nie maja 29, 2016 21:47 Re: Z piekła rodem. Dziennik żałobny

.
Ostatnio edytowano Czw sie 30, 2018 7:58 przez madrugada, łącznie edytowano 1 raz
Aktualny wątek Noliny: viewtopic.php?f=46&t=218357

madrugada

Avatar użytkownika
 
Posty: 10584
Od: Pon maja 18, 2009 12:01
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon maja 30, 2016 6:39 Re: Z piekła rodem. Dziennik żałobny

Dziękuję, madrugada.

Chciałabym kiedyś poczuć w sobie taką zgodę i taki spokój. Na razie czuję tylko rozgoryczenie i to coraz większe z każdym dniem.

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14654
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Wto maja 31, 2016 12:04 Re: Z piekła rodem. Dziennik żałobny

Najdroższa moja, mija tydzień. Staram się nie myśleć o Tobie, wybacz mi to! Wybacz mi, że po 12 latach razem, usuwam Cię siłą z mojej głowy, by w ogóle móc funkcjonować. Chcę wierzyć, że przyjdzie taki czas, gdy te myśli będą niosły łagodne i miłe wspomnienia, uśmiech, rozbawienie. Gdy będę mogła mówić o Tobie bez ściskającego się gardła. Ale jeszcze nie teraz. I nie wiem kiedy.

Strasznie tęsknię za Twoim ogonkiem, za poduszeczkami łapek, za spojrzeniem Twoich złotych oczu. Wciąż, gdy widzę Ramzesa kątem oka, w pierwszej chwili nie jestem pewna czy to nie Ty... Muszę się przyzwyczaić, że mam już tylko jednego czarnego kota...
Ostatnio edytowano Wto maja 31, 2016 19:28 przez aniaposz, łącznie edytowano 1 raz

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14654
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Wto maja 31, 2016 19:26 Re: Z piekła rodem. Dziennik żałobny

Na wszystko przychodzi właściwy czas.
Żałoba kiedyś minie. Musi minąć. I wtedy będziesz mogła znów z czułością o niej myśleć. Będzie żyła w Twoich wspomnieniach.
Trzymaj się Aniu! :ok:

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Pt cze 03, 2016 11:33 Re: Z piekła rodem. Dziennik żałobny

Zaczęła mi się śnić. Przy czym mam we śnie świadomość, że nie żyje. Dziś nad ranem śniło mi się, że zobaczyłam jak leży razem z Ramzesem na moim łóżku i myją się nawzajem. Byłam zszokowana, ale i uszczęśliwiona. Pobiegłam podzielić się tą wiadomością z mamą. Nie wiedziałam jak to się stało, że znów jest ze mną, ale pomyślałam, że najwidoczniej wtedy tylko straciła przytomność, a potem jakoś wróciła do życia. Nie zaprzątało mojej głowy, jakim cudem trafiła nagle do mnie. Wydawało mi się to w jakiś sposób oczywiste. I nagle... wciąż we śnie, zdałam sobie sprawę, że to niemożliwe, że to muszą być jakieś moje omamy, jakieś przywidzenia. Moja mama najwyraźniej też to wiedziała, ale nie chciała wyprowadzać mnie z błędu. Zaczęłam na nią krzyczeć, że podtrzymuje tę moją iluzję, zamiast powiedzieć mi prawdę i pozbawić idiotycznej, bezowocnej nadziei. Pomyślałam, że powinnam może iść do psychiatry, skoro widzę ją, chociaż jest martwa. I obudziłam się.

Widziałam ją we śnie znów żywą. Widziałam to moje ukochane czarne futerko, widziałam jak oddycha. I do tego była znów zdrowa i pełna wigoru. Znów się myła, znów wylizywała Ramzesa. Przez moment byłam szczęśliwa. A potem wszystko wróciło i było jeszcze gorzej niż zwykle.

---

Nadal funkcjonuję w trybie zombie. Nie do końca świadoma rzeczywistości dookoła, wykonująca dość mechanicznie tylko to, co niezbędne, szukająca pocieszenia w filmach, bo nie wymagają aż takiego zaangażowania jak książka, a pozwalają na moment zapomnieć, nie myśleć. Wciąż nie ma we mnie akceptacji dla jej śmierci. Nie czuję, że naprawdę odeszła. Nie potrafię wyobrazić sobie mojego szczęśliwego życia (szczęśliwego, a nie tylko egzystencji z dnia na dzień) z pełną świadomością jej wiecznej nieobecności.

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14654
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

Post » Nie cze 05, 2016 17:03 Re: Z piekła rodem. Dziennik żałobny

Takie piękne popołudnie. Nie za gorące, wietrzne, niebo pełne pierzastych chmur. Idealna pogoda, by Nesca mogła wygrzewać się w przedwieczornym słońcu. Ale jej nie ma. Poduszka jest pusta. Oddałabym wiele (wszystko), by teraz, właśnie w tej minucie, przyszła do mnie, zagruchała: "mrauuu?" i skoczyła mi na piersi... Przytuliła się do policzka, a potem położyła na piersiach i zaczęła mruczeć przez kolejne 10 minut, nim się znudzi i przejdzie na fotel obok... A potem z powrotem na balkon, by wykorzystać czerwcowo-wieczorne słońce... Jej ulubiona pora.

aniaposz

Avatar użytkownika
 
Posty: 14654
Od: Pt maja 25, 2007 8:41
Lokalizacja: Warszawa-Bemowo

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, kasiek1510, szalucpol1970 i 91 gości