Ostatnio pisałam w czwartek….
W środę, od razu po teście kotki, maluszki zostały zaszczepione - wiem, że za małe, że powinny mieć jeszcze odporność od matki, że szczepionka mogła obniżyć tę odporność, ale z lekarzami podjęliśmy ryzyko - do stracenia było niewiele. Wóz albo przewóz.
W czwartek dostały surowicę od ozdrowieńca, w sobotę dodatkowo surowicę ”fabryczną”.
Mają się dobrze, jedzą (2 saszetki conva dziennie), bawią się, próbują sforsować ogrodzenie, kuwetkują nawet - ale ciągle pod baczną obserwacją, to cholerstwo może jeszcze w każdej chwili zaatakować… Dogląda ich moja koleżanka Ewa, która poświęca im kilka godzin dziennie - dopieszcza sierotki, bardzo tego potrzebują, bawi się z nimi, dokarmia.

*

*


*

*

Kotka dostała wszystko, co byliśmy w stanie z lekarzami z dwóch lecznic wymyśleć, posiłkując się dodatkowo doświadczeniem i wiedzą Jopop. Dwa antybiotyki, przeciwwymiotne, przeciwkrwotoczne, osłonowe na żołądek i już nie pamiętam co… Co 1-2godz preparat numeta chyba - żywienie pozajelitowe, akurat udało się zdobyć. Kroplówki co 3godz.
Zrezygnowałam w sobotę o 4tej rano - nie była nawet stabilna….
Dziękuję wszystkim, który mi pomogli i starali się pomóc.
W piątek do własnego domu pojechała kotka z Sucharskiego - ta, którą wygarnęłam z piwnicy razem z czwórką maluszków. Zaopiekowała się nią matka jednego z przystojnych panów - wielkie dzięki. Maluszki czekają na szczepienie - znów koszty..

W sobotę wraz z bojową karmicielką - ta od Hani B - próbowałyśmy złapać kocurka, wlazł do klatki, zamknął ją - i uciekł… Pewnie klapka oparła mu się na grzbiecie…
Czarną kotkę zabrałyśmy z lecznicy, pani wzięła ją na chłodne dni do domu - i teraz kotka nie chce wyjść.
Ciekawostka - pani ma legitymację społecznego opiekuna kotów wolnożyjących wydaną przez UMŁ - od kilku miesięcy jest takie coś w Łodzi, i fajnie - ale nie wie o darmowych sterylkach. Pani jest prostą kobietą, internetu nie ma - drogi UMŁ, może pomyślałbyś o jakiejś informacji dla karmicieli przy wydawaniu legitymacji?
Zdjęcie sprzed tygodnia, z łapanki czarnej koteczki.

W sobotę po południu dziewczyny od charta - pisałam o nich - złapały kotkę od pani, która ma „serce dla kotów” na swoim podwórku. To serce ma, bo karmi. A że kotka w bardzo wysokiej ciąży któryś dzień krwawi i popłakuje - to nie jej kotka, ona tylko karmi, bo przecież ma serce. ,
Łapki nie weźmie, bo przecież i tak nie złapie... Jak się przypadkiem złapie, to jak zawiezie do lecznicy bez samochodu - przecież w mieście-Łodzi komunikacji miejskiej brak...
Do Straży Miejskiej nie zadzwoni, bo i tak nie przyjadą - tak umarł kocurek, leżał kilka dni na jej podwórku....
Kotka już w lecznicy niestety płatnej, czekać do poniedziałku do talonowych za duże ryzyko - kosztować będzie tak ze 300-400zł co najmniej, nie mogła urodzić, gnijące płody wewnątrz, zakażenie ogólne.

Wczoraj te dziewczyny złapały kolejna ciężarną koteczkę od pani z sercem. Pojechała do talonowej. Białoczarna, zdjęcia nie mam.
A dziś nad ranem umarła Bejbiczka - oswojona wolnożyjąca kotka, którą znam od 2007, jedne z pierwszych ”moich” kociąt pochodziły od niej…. Od dwóch dni nie jadła, w niedzielę Ania H zgarnęła ją do domu, wczoraj była w lecznicy….
Zdjęcie sprzed roku - Bejbiczka miała wtedy ogromy ropień prze ogonku.
