Ciri jest pełna niespodzianek

A dzisiaj dała mi się pogłaskać, wprawdzie bez przesadnej poufałosci, ale pozwoliła. Nawet sama do mnie podeszła

Aia pisze:Ogłoszenie bardzo smutne. Ogólnie to co opowiadasz, o wynajmowaniu mieszkania, o zasadach, mrozi krew w żyłach - bardzo pod górkę tam mają

Aż nasuwa się pytanie, jak się wkręcić w pierwsze mieszkanie, skoro by ciebie wzięli pod uwagę, to trzeba mieć polecenie od poprzednich wynajmujących

My pierwsze znaleźlismy dlatego, że najpierw wynajęlismy mieszkanie tymczasowe, na kilka tygodni. Takie wakacyjne. To mozna dostać bez referencji. Potem mielismy referencje stamtąd + z pracy i jakos się udało...
Ogólnie to wszystko jak sądzę jest spowodowane kryzysem mieszkaniowym. Mieszkań jest za mało, o wiele za mało - do tego tutaj też był kryzys związany z bankami i wielu ludzi straciło domy przez kredyty. Na wynajem oferta jest kiepska, chętnych jest zawsze mnóstwo nawet na marne mieszkanie, ceny kosmiczne, a własciciele mogą sobie ustalać niedorzeczne zasady i kombinować ile wlezie. Z rózmów ze znajomymi wiem, że to tylko przez kilka ostatnich lat tak wygląda. Wynajmujący robią co chcą, bo mogą, bo nie ma i tak alternatywy.
My przez pierwszy rok mieszkalismy sobie spokojnie na prowincji, w niedużym miasteczku, gdzie mieszkanie znaleźliwsmy od razu i prawie nie szukając. Teraz nie wiem, czy to było wyjątkowe szczęscie, czy takie problemy są tylko w Dublinie...
Ludzie pod tym postem o mieszkaniu dla kota pisali, że własciciel nie ma prawa nakazać wyrzucenia zwierzaka w ciągu tygodnia,
chyba że kot cos zniszczy. A weźcie wskażcie mi kota, który nigdy nic nie zniszczy. Nasze koty są grzeczne, załatwiają się w kuwecie, wolą drapaki od mebli, a i tak porysowały sofy (wiemy, że będziemy musieli je wymienić), mimo narzut, bo przecież nie amputujemy im pazurów. Gdyby własciciel mieszkania chciał, to zawsze łatwo cos znajdzie.
I odkryłam ostatnio, że małymi grudkami wydłubały całą fugę spomiędzy kafelków podłogowych w kuchni, po to żeby sobie te małe kawałeczki wesoło turlać po mieszkaniu
Mamy taką sytuację, że i tak tutaj prędzej spłacimy wszelkie długi i zobowiązania niż w Polsce czy Grecji. Bo mimo wszystko praca w IT tutaj jest i daje o wiele lepsze zarobki niż gdzie indziej. Tyle, że stale jest ta niepewnosć i ona mnie ostatnio koszmarnie męczy... a wczoraj jak przeczytałam o tym kocie, przepłakałam pół dnia. I potem przyszedł TŻ z "dobrą wiadomoscią"...
I tak dodam, bo tu jakąs koszmarną wizję życia w Irlandii namalowałam. Tak ogólnie w wielu kwestiach żyje się lepiej i łatwiej. Dużo spraw jest ułatwionych. Ja np. błogosławię urząd podatkowy. Jako że jestem samozatrudniona, to co muszę robić tutaj w porównaniu z tym, co robią znajomi z pracy w Polsce, to niebo a ziemia. Tyle, że to co jest niedobre w tym momencie przesłania te pozytywne aspekty...
No a dzisiaj jeszcze jako bonus do całej sytuacji TŻ postanowił mnie za to ukarać i wyniosle przestać się do mnie odzywać. Bo przecież na szefie się nie wyżyje, a na mnie może. Jest fajnie
Paszporty im załatwię. Po wypłacie. Na całe szczęscie są obie zachipowane. Wtedy, jesli już będą miały szczepienia, przy jakiejkolwiek nagłej ewakuacji wystarczy tylko badanie i pieczątka w paszporcie, a to i tak trzeba zrobić bodajże dzień czy dwa przed podróżą za granicę. Będę trochę spokojniejsza. W najgorszej sytuacji pojadą do moich rodziców na przetrzymanie - będzie mega stres, ale nikomu innemu tak nie zaufam z opieką nad zwierzętami. I zawsze będę je mogła odebrać.
Ha, z wesołych niusów, ja już od dawna mam w czerwcu zaklepane wakacje. Bilety kupione, domek wynajęty na spółkę z rodziną ale jeszcze trzeba zabrać ze sobą kasę na jedzenie. Ciekawe jak to będzie

A nie chciałabym z tego zrezynować, raz że od kilku lat nie miałam wakacji, a dwa że to wyjazd wielopokoleniowy z rodziną, a nie widziałam ich od wrzesnia i brakuje mi wszystkich. No i obiecałam bratankowi, że nauczę go nurkowania
