Byłam w piątek u Lucka, wygłaskaliśmy się bardzo bardzo.
Widzę w zachowaniu Lucka zmiany. Już nie reaguje tak nerwowo na dotyk. Wcześniej widać było że spodziewa się uderzenia, bardzo przykro to wyglądało, bo jednocześnie domagał się głaskania, podejmował ryzyko że może wreszcie zamiast dostać w łeb to ktoś go przytuli. Doczekał, teraz już nigdy nikt go nie kopnie ani nie zdzieli kijem, nie przepędzi, nie pokaleczy.
Lucjan jest wyluzowany, ogólna forma jest bardzo dobra, co ogromnie mnie cieszy, bo nie chcę dla niego żadnych stresów. W klatce nie protestuje, ze stołu nie ucieka choć chętnie by połaził i pozwiedzał. Do wetów zagaduje, jest smiały i strasznie całuśny.
Po kastracji ma się dobrze, nie śmierdzi już nawet - a przypominam że Lucjan był bardzo dorodnym i atrakcyjnym kocurem i zapach miał aromatyczny, a jajka takie że aż wetki pytałam czy to czasem nie jakiś nowotwór że one takie wielkie...

Lucek jest też po drugiej serii odrobaczania, bo w pierwszej wyszedł tasiemiec, w drugiej wetka wyszukała w kale glisty.
Dzięki pomocy dobrych duszyczek

zleciliśmy też test PCR, czekamy. Trzymajcie za to kciuki, choć jak się okaże że pasek się pomylił to nie będę niestety rozczarowana.
W najbliższych dniach znów podejdę do niego z jedzonkiem, zostawiam mu porcyjki na kilka dni, a jak się kończą to znowu donoszę. Póki jeszcze tam jest staram się jak mogę. Choć nade mną ciągle wizja że jeszcze trochę i muszę go z kliniki zabrać......
