Emee, czytałam Twoją wiadomosć, tyle że z komórki, więc jak zwykle nic nie odpisywalam. Jak dla mnie nie przesadziłas z niczym i dziekuję, że się podzieliłas swoją historią. Ale sama jestem podobna, też bym pewnie usuneła posta


Własciwie to sama zaczynam tego posta kolejny raz i kasuję, bo źle się czuję z wywlekaniem swoich uczuć i historii tak publicznie. Nie dlatego, że Wy to przeczytacie, ale w sumie każdy może tu wejsć i jakos kiepsko się z tym czuję przy takich tematach. Zwłaszcza że mi w tyle głowy jakis głosik woła - hej, to KOCIE forum, a nie pamiętnik

Powiem Wam tak - może i będzie dobrze, może nie. Nie mam siły, nie jestem w dobrym stanie, ani fizycznie, ani psychicznie, a pewnie jedno łączy się z drugim - żeby znosić spokojnie i lekko kolejny stres. Czuję się od dłuższego czasu jak w matni, nie piszę o tym generalnie, ale nie wiem, jak się z pewnych spraw wydobyć i podniesć. To nie jest samopoczucie, w którym można brać się z życiem za bary. To jest samopoczucie, w którym potrzebuję lekarza. Znam siebie, przerabiałam to już nie raz - i problemy z chorobą, i depresję. I rozpoznaję objawy bezbłędnie. No i pewnie nie pomaga mi to, że w maju mam bardzo smutną rocznicę, z którą sobie od lat nie radzę. Choć i bez tego naprawdę ledwo jako tako funkcjonuję...
Dlatego nie wiem, co bym mogla napisać. Nie chcę ani nikogo zarzucać opisami swoich spraw, kłopotów, niepowodzeń... ani się nad sobą użalać.
Myslę, że pójdę zaraz spać, a jutro wstanę, czeka na mnie praca, poodkurzam mieszkanie, może w weekend gdzies się wybierzemy... Będę się starała cieszyć drobiazgami i nie mysleć o tych gorszych sprawach. Będę wstawała rano z łóżka dla kotów. One mnie naprawdę trzymają na powierzchni.
I jakos to znowu będzie.