Miłka, wetka poziomy tarczycowe badała, są ok. Serce w na USG też wychodzi w porządku. Stwierdziła po wynikach histo eonzynowilne zapalenie jelit, ew. nieswoiste zapalenie. Z tym że Rysiek jest oporny na sterydy strasznie. Podobno tak czasami jest. Mówiła, że nie wie co mu podać już, nie chodziło jej o diagnozę. Może źle to napisałam, przepraszam

Ale w stresie jestem strasznym... Płyn był oglądany jak miał laparotomię i był mętny. Pytałam się o FiP i powiedziała, że to nie był płyn Fipowy, zresztą mówi że na USG widać go jakoś inaczej. Inaczej fale odbija czy co. Teraz płynu nie miał ściąganego.
W kale niec nie wyszło. Na lamblie czekamy na wynik. Ale nie wiem czy on się doczeka
Poza tym super podejście do nas mają, jak na takie małe miasteczko w którym mieszkam to jestem bardzo mile zaskoczona podejściem wetów. Rysia lek prowadząca bardzo przejmuje się nim, to czuć w jej podejściu. Dwóch pozostałych tam pracujących, też żywo interesuje się Rysiem, dzwoniąc gdzieś też i konsultując przypadek, czy aby na pewno wszystko jest zrobione (tego się dowiedziałam dzisiaj ) Dzisiaj jak leżał na kroplówce, przychodzili, głaskali mówili do niego żeby walczył z całych sił... Lekarze z powołania naprawdę...
Mówią tylko, właśnie że czasami tak jest, że mimo wysiłku i starań leczenie nie przynosi żadnych efektów (Oby w tym przypadku tak nie było, łudzę się cały czas...)
Leżymy teraz razem bo ja spać nie mogę. Wzięłam go do łóżka, bo widzę że gaśnie w oczach... żegnamy się chyba razem już

Nie ma nawet siły wstać, ledwo idzie do kuwety. Lekko się chwieje .On już chyba ma dość

Sam do nas nie chce przyjść. Chowa się w swoje ulubione miejsce - w szafie syna. Dajemy szanse na działanie leków jeszcze kilka dni ale niewiele, bo męczy się okrutnie .. matko nie mam siły nawet tego napisać...pozwolimy mu odejść w spokoju za TM

Mam nadzieję, że wytrzyma jeszcze te kilka dni, może jednak zadziałają te leki zmienione.. No i już poszedł, nie za bardzo chce towarzystwa teraz, choć najchętniej bym mu nie pozwalała ode mnie odchodzić, każdą chwilę chciałabym teraz przy nim spędzić jaka jest nam dana. A on tylko chce się schować

Pozwala na to bym go wzięła na chwilkę, kładzie się do głaskania, ale na krótko. Mam wrażenie że dotyk mu ból sprawia. Dostał dzisiaj p.bólowy, ale poprawy żadnej.
Nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak ja się z nim rozstanę. Jeszcze niedawno biegał po ogródku z Frutkiem... 12 cudnych i pięknych lat przeżyliśmy razem, niejedną wspólną przygodę. To jest moja kocia miłość - ta jedyna i perwsza. On jest moim pierwszym kociakiem jakiego miałam i od niego moja miłość do tych stworzonek się zaczęła. Do tej pory miałam tylko psy i nikt w mojej rodzinie nie miał kota. To dzięki niemu zobaczyłam jak wspaniałe to są zwierzęta i nie tylko ja. Moja mama największa przeciwniczka kotów - nie wiem dlaczego

- całkowicie zmieniła swoje zdanie i to dzięki Rysiowi, a potem Frutusiowi oczywiście...
Nie spodziewałam się, że mogę wogóle brać pod uwagę taką straszną decyzję jaką jest odejście kociaka, a przynajmniej nie teraz. Byłam pewna że czeka nas jeszcze kilka spędzonych radośnie lat. Był okazem zdrowia, to wszystko tak nagle... Patrzę na niego i nie widzę szans na poprawę. (Obym się myliła

)
Troszkę mi lepiej jak mogę się podzielić z kimś... dziękuję Wam!!