My mieliśmy (chyba) próbę otrucia psa w 2008 r.
Psu nic się nie stało, bo zauważyłam że coś wącha i że to coś jest czerwone. Wrzasnęłam "zostaw", złapałam go i do domu. "Coś" było mielonym mięsem z domieszką jakiejś substancji. Wrzucone było przez ogrodzenie, tak na odległość wyciągniętej ręki.
Policja owszem, przyjechała, radiowóz, reflektory (bo już się ciemno zrobiło). Więc jeśli "ktoś" mieszkał blisko, to zobaczył że jest jakaś akcja. Niestety, dowiedzieliśmy się, że koszty zbadania próbki musimy ponieść sami, a były bardzo wysokie. I że argumentem dla zajmowania się sprawą w ogóle jest to, że pies jest rodowodowy.
Czyli właściwie policja nic nie musi.

Ponieważ pies nie ucierpiał, daliśmy spokój dalszym działaniom.
Kilka lat później dowiedziałam się, że dwie ulice dalej działa pseudohodowla tej rasy. Może działali już wtedy i chcieli się pozbyć ew. konkurencji?

Nie wiem.