baron Teodor von Mopfenstein przybył na dwór króla Filipa Łajzy. po wymianie rytualnych uprzejmości, nastąpiło kosztowanie specjałów z krajów pochodzenia obu panów. po jakiejś pół godzinie obaj możni zajmowali się własnymi sprawami, okazjonalnie wymieniając pełne emocji uwagi o pogodzie i sporcie. noc spędzili w oddzielnych komnatach w towarzystwie własnych majordomusów, choć korytarze pałacu cały czas były dla nich dostępne.
generalnie pięciokilowy, odżywiony i o połowę młodszy Łajza strasznie histeryzuje, że pod łóżkiem zamieszkało jakieś wyleniałe schorowane chuchro.

Teodor ma go serdecznie w pompce za to.
są już postępy - Teo je, pije i korzysta z kuwety, Łajza przyszedł do łóżka na aż pięć minut spokojnego leżenia (!), zanim uciekł galopem z powrotem do sypialni. mieszkanie jest non stop pootwierane, koty się same izolują i nie przebywają w tej samej okolicy. tylko w nocy było mi smutno: ciapata menda koniecznie chciała spać z ludźmi, ale tak bardzo syczał na nas i burczał na materac (bo metr pod nim siedział baron Teodor), że Kuba się poddał i poszedł do salonu, a Łajza z nim. ja zostałam w sypialni z szarą ścierką.


a tak było o pierwszej w nocy:

zaraz po wyżarciu Teodorowi frupów Łajza zrobił straszną awanturę i spieprzył.
