Jesteśmy. Byle jako się nam zeszło początkowo ale jesteśmy.
Żurek prawie w 50% zeżarty.
No ,właśnie żurek.
Dobry jest. Gotowny jakby z natchnieniem czasu przeszłego.
Miał swoją historię naznaczoną przeszłością.
Pamiętając o zjebutanku księdza kolędowego ,dotyczącego mojego trucia rodziny prochami z torebki

, wywar nagtowałam na kosteczkach i włoszczyźnie. Mrożonej

ale włoszczyźnie. Nie, nie odstąpiłam od torebek ale kupiłam... knorra. Czy lepszy jest jest od inszych ? Nie wiem. Ale był zawsze drogi a teraz przecena była

Kiełbaskę białą też zakupiłam prawdziwą

a nie
cerfurowską. Ta ostatnia nie zbiega się ale pęka jak balonik w gorącej wodzie.

W święta nie wypada , by takie rozbabrane
zewłoki z podartymi flakami na talerzu pływały. Więc zakupiłam 2 kilogramy najprawdziwszej kiełbasiny. Patrząc na stertę zwiniętego żarła, seplenię do TZ-ta czy może zamrozić choć pół, bo całość to do gara nie wejdzie.

Chyba. Ale padło ,że żałować rodzinie nie będę w świąta wszelakiego dobra.
I tutaj zaczyna się opowieść o dwóch filmach. Jakich? A sami sobie pomyślcie. Nie, nie dam w nagrodę koteczka .Ani króliczka. Ani kurczaczka.Bez obaw. Zgadnijcie tylko.
Nektóre kiełbasiątka miały "luźne" , nie zabezpieczone końce. Bojąc się ,że mięsko wypłynie a kiełbasa schudnie, postanowiłam podwiązać wsio

. Zabrałam sięwięc za dzierganie. Pamiętając pierwszy film wybrałam... nici w kolorze wywaru . Co by mi się w garze nic nie spodziewanego nie ukluło. Kto zeżre niebieski czy czerwony żurek. Ja tak ale inni
Dobra, wywar się nagotował.Przecedziłam włoszczyznę by mi marchweki obrazu żuru nie paskudziły i wrzuciłam kiełbachę. Mieszam i mieszam i mieszam. A łyżka jakby coraz luźniej od dna do boków lata. Te dwa kilo prawdziwej kiełbasy

jakby w niebyt szło. Strach ogarnął serce moje. Pamiętam film gdzie farbowano koszulki .Tak skutecznie ,że rozpłynęły się na amen. Legł on w mojej duszy kamieniem i przy
prawdziwej kiełbasie wypełzł na wierzch. Śmiesznie było gapić się na miny aktorów. Ale sama mając taką minę

... no, nie wydawało się fajne.
Kiełbasa nie rozpuściła się do końca. Uff. Ale mocno zbiegła w swej ilości. Prawdziwa

Żart jakiś
Jeszcze tylko rozrobiony proszek żurkowy dodałam. Jeszcze go przepuściłam przez sito dodatkowo , bo mi się (jak zwykle) kluseczki porobiły. I już gotowe.
Dobry wyszedł. Chyba.