Plakat stowarzyszenia "Schronisko" zachęca, by oddawać 1 proc. "na naszych podopiecznych". A wisi na ul. Marmurowej, nieopodal schroniska dla bezdomnych zwierząt. - To wprowadzanie ludzi w błąd.
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
Cocker spaniel, szczeniaki i kot. Cała szóstka spogląda na skręcających w ul. Marmurową. Kilkumetrowy plakat widzą również kierowcy jadący Brzezińską. Co rzuca im się w oczy? Przede wszystkim czerwony napis "Schronisko". Tuż nad nim "1 proc. dla naszych podopiecznych". Ci, którzy jadą wolniej, zdążą jeszcze przeczytać cel statutowy - "Pomoc wszystkim bezdomnym zwierzętom ze szczególnym uwzględnieniem zwierząt w łódzkim Schronisku". Jest jeszcze adres i numer konta. I KRS potrzebny przy oddawaniu 1 proc. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że łódzkie schronisko dla bezdomnych zwierząt jest instytucją miejską, więc o przyjmowaniu 1 proc. nie może być mowy. Ostatnio nie ma dnia, by nie dzwonili tam sympatycy czworonogów. Dopytują o 1 proc. Bo na stronie nie mogą znaleźć numeru KRS, a na plakacie widzieli. Pracownicy za każdym razem tłumaczą, że schronisko nie jest organizacją pożytku publicznego.
Telefon w tej sprawie odebraliśmy również w redakcji łódzkiej "Wyborczej". - Jestem oburzona, bo wiem, że to świadome wprowadzanie ludzi w błąd - twierdzi pani Ewa. Ona sama przeżyła przygodę ze "Schroniskiem" w 2012 r. Jeszcze wówczas działało ono przy Marmurowej. Nieprzypadkowo. Stowarzyszenie założyła w 2008 r. Bogumiła S.-W., ówczesna dyrektorka schroniska. Odeszła ze stanowiska, gdy okazało się, że z kasy placówki zniknęło ponad 300 tys. zł, a o ich przywłaszczenie prokuratura oskarżyła główną księgową. S.-W. dostała zarzut złego nadzorowania pracownicy. Proces obu pań wciąż się toczą.
Wirtualne adopcje
Wróćmy jednak do pani Ewy. W 2012 r. znalazła na ulicy kotka z niedowładem. Przyjąć go nie mogła, bo sama miała już sześć miauczków i jamnika. Ale zawiozła w nocy na Marmurową. Rano zjawiła się ponownie, by zapytać o jego zdrowie. - W emocjach zaproponowałam, że wesprę finansowo jego leczenie - relacjonuje. Wskazano jej kasę, a pani w okienku zapytała, czy to może być wpłata na konto "Schroniska". - Zgodziłam się bez wahania. Bo uznałam, że to działa jak konto rady rodziców w szkole - opowiada. Po kilku dniach postanowiła adoptować wirtualnie schroniskowego psa. Zarejestrowała się i wpłaciła 50 zł. - Z banku przyszła odpowiedź, że podane konto nie istnieje. Telefonicznie podano mi inny numer. Wpłacałam co miesiąc przez pół roku - wspomina.
W międzyczasie S.-W. przestała być dyrektorem, a jej obowiązki przejął Grzegorz Kaczmarek. - Odebrałam telefon ze schroniska. Pracownicy chcieli coś wyjaśnić. Bo niby w rejestrze byłam wirtualną opiekunką, a żadnych wpłat ode mnie nie mieli - relacjonuje.
Takich osób jak pani Ewa było więcej. Jedna z nich powiadomiła o sprawie policję. Wiosną 2014 r. pani Ewa złożyła zeznania jako świadek. Kilka miesięcy później dostała pismo z informacją o umorzeniu dochodzenia. Powód? Nie ustalono, która osoba wprowadzała w błąd wirtualnych opiekunów. O sprawie już niemal zapomniała. Ale zobaczyła plakat. - Jestem wściekła. Bo stowarzyszenie znów stosuje nieczyste praktyki - komentuje.
"Schronisko" dla schroniska?
Bogumiła S.-W. nie widzi w plakacie na Marmurowej nic złego. - Nie ma przepisu, który zabraniałby nam nazywać się "Schronisko". Nazwę tę można interpretować bardzo różnie. Jako schronienie dla zwierząt albo jako pomoc różnym schroniskom - opowiada S.-W. Ale nie chce powiedzieć, ile pieniędzy z 1 proc. trafiło w ostatnich trzech latach do łódzkiego schroniska. Zapewnia jednak, że pomaga na wiele sposobów. Kupując chipy, karmę i szczepionki oraz adoptując psiaki ze schroniska. - I proszę napisać, że w 2013 i 2014 r. kupiłam kojce dla jednego z hoteli dla zwierząt. A dzięki temu mniej psów trafiło na Marmurową - dodaje.
Dyrektor Kaczmarek komentuje ich współpracę bardzo delikatnie. - Nie możemy nakazać im, by zmienili nazwę - wzdycha. I przyznaje, że "Schronisko" wspiera schronisko. Najwięcej - bo ponad 14 tys. zł - wydało na chipy w 2012 r. Rok później już tylko 1,5 tys. zł. A przed rokiem jeszcze mniej - nieco ponad 1 tys. zł. W ciągu przeszło trzech lat stowarzyszenie kupiło im też karmę o wartości 7 tys. zł i szczepionki za 2 tys. zł. Dużo to czy mało? W porównaniu z pieniędzmi z 1 proc. - raczej niewiele. Za rozliczenia z 2011 r. stowarzyszenie pozyskało ponad 420 tys. zł. W kolejnym roku - przeszło 230 tys. zł. Później ministerstwo wykreśliło je z listy jednoprocentowców, a gdy po roku "Schronisko" odzyskało swoje przywileje, uzbierało 153 tys. zł.
Katarzyna de Lazari-Radek, etyczka z Uniwersytetu Łódzkiego potwierdza, że jest duża strefa działań człowieka, które nie są poza prawem, ale mogą być moralnie dwuznaczne: - Samo powieszenie plakatu w tym miejscu mnie nie przeraża. Marketingowo to bardzo dobry chwyt. Położyłabym jednak nacisk na użyteczność działania. Trzeba uwrażliwiać osoby oddające 1 proc., by sprawdzały, na co dokładnie wydawane są obywatelskie pieniądze.
Cały tekst:
http://lodz.wyborcza.pl/lodz/1,35153,19 ... z43rVeuAXL