Dziękuję.

Napiszę więcej o ragdollach, jako o rasie w niedalekiej przyszłości
U jednej z pacjentek widziałam dzisiaj pięknego kota syjamskiego. Leżał sobie wygodnie na fotelu, zawinięty w miękki kocyk. Pani mnie lojalnie uprzedzała, że zwierz może mnie pożreć na surowo, ale on po wstępnym obwąchaniu zapoznawczym, zatańczył taniec przyjaźni, z mruczeniem, barankami i ocieraniem włącznie. Pani była ciężko zdziwiona, nie wiedziała bowiem, że pachnę wybornie kocimi puszkami. Syjamek był smukły, nieco ścięgnisty, krótkowłosy i szorstkawy, z niebieskimi oczami na wąskiej, klinowatej główce i pięknymi, brązowymi pointami. Uosobienie mistrza zen, w wersji otwartej i przyjacielskiej. A byłam przekonana, że mój zmysł estetyczny najbardziej pobudzają okrągłe puchacze... A tymczasem potwierdziła się reguła, że w relacji z drugą osobą, nie tyle ważny jest wygląd, co nić porozumienia i pierwiastek sympatii. Bo koty, niezależnie od rasy, stanowią podmiot mojego uwielbienia.
A poza tym w świecie ludzkich interakcji dopadły mnie dziś dość smutnawe refleksje.
Zawiść to ciężka choroba naszych czasów. Znacznie gorsza i bardziej uciążliwa, niż gruźlica oraz kiła, razem wzięte. Te były zmorą bardziej romantycznych czasów. Dziś można je z powodzeniem leczyć, odpowiednio długo faszerując osobę zakażoną celnymi specyfikami. Rokowania są przeważnie świetlane. Na zawiść zaś nie ma żadnego skutecznego lekarstwa. Wróciłam dziś do pracy po długim zwolnieniu. Koleżanki, z którymi pracuję, są przeważnie sympatyczne. Ale mamy też egzemplarz zawistny. Nie mogłam po prostu wrócić od pacjentów i powiedzieć na przykład tak: "Słuchajcie dziewczyny! Mam z głowy problem z samochodem. Udało mi się kupić świetne autko. I teraz jeżdżę, jak lord Koks i ogromnie się cieszę!" Tego typu wybuch entuzjazmu byłby w moim wykonaniu jak najzupełniej szczery i naturalny, ale wysoce niestosowny. I mało dyplomatyczny, bo moim koleżankom mogłoby się zrobić bardzo przykro, co z kolei odbiłoby się negatywnie na naszym koleżeństwie. Bo przecież "nic tak człowieka nie cieszy, jak nieszczęście drugiego"... Więc musiałam się opamiętać, przybrać wystarczająco ponury wyraz twarzy i odpowiadać na pytania o auto tonem dekadenckim, z wyczuwalną nutą rezygnacji w głosie. Komunikat typu: "Niestety, nie udało mi się kupić ani Octavi, ani Avensisa, bo mnie zwyczajnie nie stać. Nawet używane są dla mnie zbyt drogie. A przecież przy trójce dzieci nie dam sobie rady bez samochodu. Więc kupiłam Forda..." Taka informacja nie budzi zawiści, tylko współczucie i pobudza słuchających do łatwiejszego wybaczenia bliźniemu zakamuflowanego sukcesu. Trzeba tak sformułować komunikat, żeby nie skłamać, a jednocześnie nie zranić do żywego. Z jednej strony bycie nieautentyczną śmierdzi fałszem, ale z drugiej chroni mnie przed nieprzyjemnymi komentarzami, a koleżanki - przed apopleksją. To nie jest kwestia tego, że pracują ze mną osoby będące zlepkiem wad, których spoiwem jest zawiść. Ludzie po prostu tacy czasem bywają. I kropka. I trzeba przejść nad tym do porządku dziennego i nie zawracać sobie głowy nadaremno. Tyle, że przykra ta nauka. Co dziwne, u starszych ludzi tej plagi raczej się nie spotyka. Może to takie powikłanie po ruskim komunizmie. Żeby wszyscy byli równi, nikt nie może wszak mieć lepiej...