Gdy Borys zachorował już poważnie i gdy zdecydowałam, że nie pozwolę go kroić i operować dawałam mu to, co zechciał jeść i to, co mu smakowało.
To był etap opieki paliatywnej, więc najważniejsze dla mnie było, żeby kotek miał jak najwięcej dobra i radości z życia, na ile jeszcze było to możliwe. Rozpieszczałam na maksa, ale uczciwie mówiąc, to już mało czasu miałam na rozpieszczania i mało co chciał.
Ale jeśli cokolwiek mu smakowało- to dostawał po kokardkę. Śmietanę, wątróbkę, rybę, mus tuńczykowy z gourmeta ... Zdrowemu kotu bym tego nie dawała, ale tu chodziło o to, żeby jadł, cokolwiek. I żeby mu smakowało.
Sandra, dużo dobrych myśli dla Was. Niech ten czas, który Wam został będzie jak najlepszy
