U mnie obie pannice muszą same mieć nastrój. Stella ma leosze i gorsze dni - w lepsze jest miziasta i całusna, w gorsze ucieka. Ale zawsze jak siedzi i czeka na przysmaczka na stole w kuchni, to nadstawia czoło do całusów. Fajnie to wygląda -jak tylko przechodzę, to Stella pochyla głowę i wyciąga szyję w moim kierunku. Cmok! I Stellunia wie, że nie odmówię smaczka

Ciri z kolei rano na ogół przybiega do głasków, stęskniona, a wtedy nadstawia nawet brzuszek i można ją cmokać i miziać. Albo jak spi i zacznę ją głaskać to zwykle zaczyna mruczeć, barankować i robi się całusna. Poza tym niekoniecznie.
Drogie Ciocie! Czy możeci mi cos podpowiedzieć? Bo ja nie pamiętam jak to zwykle jest u młodych kotów - czy to u takich smarkaczy normalne, czy Ciri jest jakas lewuska. Otóż za każdym razem jak wykonuje w kuwecie siknięcie, to kuca bardzo nisko przy podłożu. I rozlewa tę kałużę szeroką falą po kuwecie

Co by mi samo w sobie nie przeszkadzało, ale kałuża podlewa również jej łapy i to nie tylko same paluszki, ale pół nogi, od pięty (tej co wygąda jak łokieć) po pazurki. Futro jest kompletnie mokre, zalatuje mocno sikiem i roznosi to wszędzie - na łóżko, stół, wersalkę - gdziekolwiek wskoczy

A jak ją przyłapię i chę łapiny wytrzeć, to strasznie się drze, wyrywa i wije jak piskorz - no nie da się, mogłabym ją uszkodzić przytrzymując na siłę. Już ją przyzwyczaiłam do obcianania pazurów, piszczy ale nie wyrywa się, a do wycierania łap za Chiny nie przywyka. I pytanie brzmi, czy to normalne u maluchów, że tak się podsikują? Czy z tego wyrastają? Czy to jakas specyficzna technika sikania u Ciri i mam stracić nadzieję na dom nie wysmarowany kocim moczem?
