Dzisiaj pogoda wiosenna, przepiękna, świeci słońce, a ja mam balkon bardzo nasłoneczniony.Otworzyłam i wszystkie koty wyszły, położyły się na parapecie zewnętrznym, na podłodze, bo było naprawdę cieplutko.Jeden tylko kot nie był zainteresowany świeżym powietrzem.Zgadliście

Mruczuś, oczywiście.Nic go nie ruszy z kanapy jak śpi.To jest naprawdę ładny kotek.Gubi sierść masakrycznie, ale zyskuje taką czyściutką, mięciutką jak jedwab.Wyczesuję go i Mruczuś się błyszczy jak lusterko.Chyba nic go nie boli, nie śmierdzi już kocurem, w pyszczku porządek i nie ma też przykrego zapaszku.Kot jak nowy po prostu, tylko ten łysy brzuszek trochę go szpeci, ale zarośnie przecież kiedyś.
I znowu muszę wystawić laurkę Hannibalowi.Przytulił się do śpiącego Mruczusia, wylizał kocura, ale Mruczuś chyba nie nawykł do takich karesów, bo obudził się i był

Minę miał przednią.Chyba dotąd obrywał od kotów, a żaden nie okazywał mu uczucia.
To jest świetny kot.Jakoś mi nie wygląda na osiem lat, jest naprawdę w dobrej kondycji.Nie ma już z nim żadnego kłopotu, kuwetka, drapaczek, wszystko jak w podręczniku.Nawet gdybym chciała się do czegoś przyczepić to nie mogę.Kłopoty zdrowotne ma za sobą, pisałam, że miał ochotę atakować inne koty, ale to się zmieniło.Podobnie jak to, że zupełnie nie wiedział do czego służą zabawki.Teraz już sam idzie do wiaderka i wyciąga coś, co mu się podoba.Bardzo zabawowy i ruchliwy nie jest, ale swoje lata przecież ma, kociakiem nie jest.Bardzo go lubię i on o tym wie.