Do tych, co oddają koty. Wasze "INNE" kryteria ado

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto maja 05, 2015 21:53 Re: Do tych, co oddają koty. Wasze "INNE" kryteria ado

No właśnie nie wiem :roll:
Większości z moich kotów nie wybierałam, bo były znajdami, ale zawsze - jeśli tylko było ich więcej niż jeden - jeden był czarny; tak jakoś wyszło. I nie wyobrażam sobie już domu bez czarnego kota.
Uważam, że mając aktualnie trzy znajdy wyrobiłam swoją "normę" na ratowanie i wolno mi mieć taką fantazję, żeby jednego wybrać dlatego, że mi się po prostu podoba.

felin

Avatar użytkownika
 
Posty: 26000
Od: Wto sty 06, 2009 0:04
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto maja 05, 2015 22:01 Re: Do tych, co oddają koty. Wasze "INNE" kryteria ado

ja kota do domu z niezabezpieczonym balkonem nie oddaję.I w "nigdy nie otwierane okna" nie wierzę.
Sama jak zaczęłam przygodę z kotami to mieszkałam w wynajmowanym mieszkaniu z olbrzymim tarasem na Ip. z zerową możliwością zabezpieczenia owegoż i pamiętam jak to było z nieotwieraniem. Uciążliwie i stresująco- i dla nas i dla kotów (wielbiciele balkonu). I mimo 100% kontroli, raz ktoś w zostawił niedomknięty taras, kota wylazła i czystym przypadkiem znalazł ją mój kolega na chodniku :( Innym razem ta sama kota u teściów (wówczas bezkotnych i niezabezpieczonych okiennie) wypadła z IVp. Po prostu jak co dzień wietrzyli sypialnię przy zamknietych drzwiach, pogoda się zepsuła rozpętał się wiatr, przeciąg otworzył drzwi. Teść zauważył, zamknął i drzwi , spieszył się do pracy. Ułamki sekund. Kot (o którym wszyscy byliśmy przekonani, że śpi w kuchni) jak się okazało wlazł do sypialni, na okno i spadł, gdy jedliśmy śniadanie :( Dobrze, że nic się nie stało.
Rok temu w DS umarła moja tymczasowiczka KOTylda. Państwo mieli osiatkowane jedno okno, ale zapomnieli i zostawili otwarte drzwi do pokoju, w ktorym wietrzyli przez uchylne okno i pojechali w góry na cały dzień. KOTYlda konała w tym oknie 5h :(
Nie chciałabym przeżywać żadnej z tych sytuacji już nigdy.

margoth82

 
Posty: 1409
Od: Pon lut 15, 2010 21:10

Post » Wto maja 05, 2015 22:19 Re: Do tych, co oddają koty. Wasze "INNE" kryteria ado

alix76 pisze:Czy my się trochę wzajemnie nie demonizujemy :mrgreen: ? Tabo nie napisała, ze trzeba koty brać, jak leci, tylko, ze najbardziej ceni te adopcje, gdzie nie wygląd kota się liczy. Trudno się z tym nie zgodzić.


tak właśnie napisałam,polecam czytanie ze zrozumieniem

tabo10

 
Posty: 8086
Od: Nie lip 31, 2011 14:24

Post » Śro maja 06, 2015 0:22 Re: Do tych, co oddają koty. Wasze "INNE" kryteria ado

Agneska pisze:A gdzie chciałabyś poznać i odebrać kota? Sądzę, że nie na ulicy. W domu tymczasowym? Czyli oczekiwałabyś wpuszczenia Cię do czyjegoś domu. I co z prywatnością wtedy? To nie może działać tylko w jedną stronę.
Chyba ze myślisz o adopcji ze schroniska - faktycznie, wtedy raczej nie ma mowy o żadnych wizytach.

Osoba prowadząca DT niejako z urzędu jest skazana na kontakty z ludźmi i na wizyty obcych ludzi. Ja ludzi nie lubię i mam do tego prawo. Tak samo jak mam prawo nie wpuszczać do mojego domu nikogo - dom to mój azyl. Za życie jednego kota poświęciłabym 10 ludzi i nawet by mnie nie strzyknęło. Też pracuję z kotami i dla kotów ale mam ten komfort, że spotykam się tam tylko z dwoma osobami.
W sumie nie jest to wątek mający roztrząsać moje fisie. Chodziło mi o to, że ludzie są różni i nie każdy natychmiast musi wchodzić w przyjaźnie z DT, co nie zmienia faktu, że może być wspaniałym DS.
Jak pokazuje życie (przykład Wojciecha) nawet domek, który przyjmował wizyty, był wspaniale przygotowany dla kota może okazać się mordownią.
Wiem, że od Was kota bym nie dostała. A na stanie mam teraz trzy: Troczka - FIV-ka, Myszkę z padaczką i Mimiszona bez łapki. Koty są pod stałą opieką weta - najlepszego jakiego udało mi się znaleźć, dostają dobrą karmę, mają spokój i bezpieczeństwo.
Jeśli ktoś mówi, że nie lubi kotów to znaczy, że nie spotkał jeszcze tego właściwego.
Kicuś 04.1997 - 22.10.2010..........Troczuś 2004 - 14.02.2019...............Myszka.................... Mirmił.................GRysiu
Trzy zdjęcia kotów to za dużo.
Obrazek

Irlandzka Myszka

 
Posty: 1546
Od: Nie sie 15, 2010 16:49
Lokalizacja: Cork, Irlandia

Post » Śro maja 06, 2015 0:51 Re: Do tych, co oddają koty. Wasze "INNE" kryteria ado

Zaznaczę do poczytania.
Obrazek

KITKA[*]28.03.2011 ŻUCZEK[*]17.04.2013 BUNIA[*]30.03.2015 BUBA [*] 12.10.2015 ZUZIA[*] 14.01.2018
RUDY MIŚ [*]1.08.2019 MAŁA[*] 11.04.2020

Do zobaczenia nasze kochane

ankacom

 
Posty: 3873
Od: Wto wrz 14, 2010 17:23
Lokalizacja: Białystok

Post » Śro maja 06, 2015 4:47 Re: Do tych, co oddają koty. Wasze "INNE" kryteria ado

DT nie jest na nic szczególnie skazane - no owszem musi ogłaszać koty ale może kontaktować się mailowo i umawiać na spotkanie u weta swojego (znam przykład). Wtedy brak zaproszenia do DS jest najzupełniej uzasadniony. Ale to nadal nie jest model adopcji, który do mnie przemawia :roll: - kot żyje w środowisku domowym i w DT i w DS.
Przy okazji - nie miałam takiej sytuacji, ale wątpię, czy opinia nieznanego mi weta wystarczyłaby mi za rekomendację dla nieznajomej osoby
Nikt nie zaprzecza, że jesteś dobrym domem, Myszko - tylko wydaje mi się, że podkreślając swoje jak to określiłaś "fisie" usiłujesz udowadniać, że kryteria DT są z czapy. I być może dla Ciebie są. Natomiast różne DT, w tym ja, próbujemy wytłumaczyć, skąd się te kryteria biorą i opory wobec wydawania kota w różnych okolicznościach.
Do głowy się nikomu nie zajrzy ale to nie zwalnia DT z dokonania sumiennego wyboru opiekuna. A są zachowania, które skreślają DS, nawet jeśli wypływają z niewinnych pobudek. DS ma prawo do swoich odczuć, DT ma prawo do swojej decyzji.
Sprawa Wojciecha została ujawniona m in. dzięki temu, ze ileś osób widziało to samo, u tego samego człowieka, tylko przy okazji coraz to innego kota ... ale to zupełnie inna historia :(

alix76

Avatar użytkownika
 
Posty: 23037
Od: Nie mar 22, 2009 7:37
Lokalizacja: Wa-wa

Post » Śro maja 06, 2015 4:49 Re: Do tych, co oddają koty. Wasze "INNE" kryteria ado

Mylisz się Irlandzka Myszko. DT nie są skazane z "urzędu" na wizytacje ludzi. To nasz wybór. Jak ktoś nie ma do mnie zaufania to ja też go nie muszę mieć. To obustronne relacje. Nie życzę sobie wizyt w domu osób mi nie przychylnych. Moje tymczasowanie jest moją prywatną sprawą i urząd nie ma tu nic do gadania. To nie posada. Często też nie przepadamy za ludźmi i tylko troska o koty pcha nas dalej.
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 56023
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 12 >>

Post » Śro maja 06, 2015 8:26 Re: Do tych, co oddają koty. Wasze "INNE" kryteria ado

Jak dla mnie wizyta w przyszłym DS jest oczywista przed adopcją. Jak inaczej sprawdzić, czy DS nie kłamie odnośnie warunków, w jakich w przyszłości ma żyć kot? Jak być pewnym, że okna rzeczywiście są zabezpieczone, jak sprawdzić, że w domu nie ma trujących roślin ani innych niebezpieczeństw? Jak sprawdzić, czy przyszły DS to rzeczywiście miłe, spokojne mieszkanko, zamieszkałe przez samotną dziewczynę, a nie melina czy studencka enklawa, w której mieszka parę osób, jest gwar, harmider i ewidentnie nie warunki dla kota? Wizyta w przyszłym DS to jak dla mnie rzecz oczywista. Jeśli ktoś chce adoptować kota, to niestety musi pójść na kompromis, przecierpieć i wpuścić DT do swojego domu. Chyba nie jest to aż tak straszliwe poświęcenie, żeby robić jakieś fochy. A jak ktoś robi fochy, to dla mnie jest niedojrzały, źle rokuje na przyszłość jeśli chodzi o kontakty, nie zależy mu aż tak na kocie, więc dziękuję do widzenia.

kachat

 
Posty: 109
Od: Pon sty 13, 2014 19:07

Post » Śro maja 06, 2015 8:38 Re: Do tych, co oddają koty. Wasze "INNE" kryteria ado

ASK@ pisze: Często też nie przepadamy za ludźmi i tylko troska o koty pcha nas dalej.

To właśnie sedno sprawy. "Im bardziej poznaję ludzi,tym bardziej kocham zwierzęta".Niejednokrotnie po kilkunastu durnych telefonach w sprawie kota/psa od debili,nie mam ani ochoty,ani siły psychicznej odebrać kolejnego.Wówczas nienawidzę ludzi,całe moje ja krzyczy NIE ZNIOSĘ TEGO WIĘCEJ.Ale co robię? Biorę głęboki oddech i najmilszym głosem z możliwych (jak na wzorowej infolinii :wink: )witam kolejnego rozmówcę,zapytuję,wyjaśniam,opowiadam itd. Dla dobra kota.Bo to właśnie mógł być TEN telefon.Jeden,jedyny,wymarzony.Kot miałby stracić swoją szansę,bo ja nie dałam rady z emocjami?
Albo kolejny przykład. Sprzątam przez pół dnia mieszkanie przed wizytą p/a,na kolanach chucham wszystko,żeby było jak najmniej sierści i by przyszły adoptujący nie wyszedł mega ofutrzony. W tym czasie znajomi np.pławią się w promieniach słońca na działce,nad rzeką,na grillu itd.Ja sprzątam dalej.Wytrwale.Weekend mi mija koło nosa.I co? I tuż przed godziną spotkania potencjalny adoptujący je odwołuje.Albo nie przychodzi i nawet wcale nie informuje. Albo przychodzi do konkretnego kota i marudzi tak,że mam ochotę go wyprosić.
Czy ja mogę lubić takich ludzi?

tabo10

 
Posty: 8086
Od: Nie lip 31, 2011 14:24

Post » Czw sty 14, 2016 14:59 Re: Do tych, co oddają koty. Wasze "INNE" kryteria ado

Dorzucę (kolejny w tym wątku) głos z drugiej strony.

Do tej pory tylko czytałam forum, żeby jak najlepiej przygotować się na adopcję kota. Od przedwczoraj staram się zrozumieć co poszło nie tak, że kota nam odmówiono.
Szukaliśmy dorosłego kota, który w DT był zsocjalizowany z psami (w przyszłości psa też planujemy). Znaleźliśmy ideał! Roczna kotka, spokojna, dogaduje się z psami i kotami. Do wyznaczonych godzin, kiedy można dzwonić w jej sprawie jeszcze prawie 16h, więc czekamy jak na szpilkach.
Dzwonię, trochę się denerwuję, ale najmilszym głosem się przedstawiam, mówię o jakiego kota chodzi. Pani z fundacji traktuje mnie jak g... na podeszwie, ale się nie zniechęcam. Odpowiadam cierpliwie na wszystkie pytania. Kiedy to ja pytam, to okazuje się, że kotka ma 3 lata lub więcej (znajda) i nie lubi innych zwierząt, kontakt z człowiekiem też nie należy do jej ulubionych... Wiem, że pani ma sporo innych kotów, więc mówię, że wie już o nas sporo, a my nie upieramy się na tę konkretną kotkę - może inny lepiej by do nas pasował.
Bilans rozmowy: pani wie, że pracujemy czasem z domu, a czasem nie ma nas po 8-9h, wie, że czasem wyjeżdżamy i w przypadku dłuższych wyjazdów (raz do roku 2-3 tygodnie) kot będzie pod opieką moich rodziców, w ich domu, przy krótszych pod opieką znajomych na miejscu. Znamy warunki umowy i na wszystkie się zgadzamy.
Rozmowa do miłych nie należy dopóki pani nie dowiaduje się, że mój facet to inżynier i potrafi sam zabezpieczenia założyć, naprawić różne rzeczy - zostajemy zaproszeni na następny dzień - przy okazji może mój TŻ drzwi naprawi (nie mamy nic przeciwko - lubimy pomagać).

Podczas wizyty pani mówi, że wybrała dla nas półroczną koteczkę. W mieszkaniu kawalerce - kotów pod sufit i pies. Ledwo usiedliśmy - każde z nas miało na kolanach przynajmniej po trzy koty. W końcu podeszła do mnie "nasza" - od razu wlazła na kolana i się wtuliła. Do mojego TŻ chwilę później. Siedzieliśmy tam 3h, pomogliśmy w naprawach sprzętów domowych, wypytaliśmy o wszystko i na koniec usłyszeliśmy, że mamy się decydować szybko i szykować mieszkanie na kota. Uznaliśmy, że zostaliśmy zaakceptowani. Od razu przeglądanie wyprawki w internecie, mierzenie okien pod siatkę itp.
Następnego dnia pani prosi mojego TŻ o przyjazd w celu naprawienia kolejnej rzeczy, a mnie o porady, jak usprawnić system ogłoszeń.
TŻ jedzie, pomaga, a na koniec wizyty dowiaduje się, że żadnego kota nie dostaniemy, bo pani się nie podoba, że kot będzie gdziekolwiek przewożony, a poza tym za długo nas nie ma w domu...

Mam wrażenie, że fundacja wcale nie ma na celu wyadoptowywania kotów, tylko utrzymania prywatnej kociarni. Potrzebni byliśmy do pomocy, ale żadnego kota i tak nie mieliśmy dostać. A pani narzekała, że koty latami na domy czekają...

Koleżanka związana w fundacją w innym mieście powiedziała mi od razu: "na takich rozmowach ściemniaj ile wlezie i na wszystko przytakuj - inaczej zapomnij o kocie"

Nie lubię być tak traktowana, bardzo nie lubię, kłamać też nie lubię. Dzięki takiemu zachowaniu (i temu, co przeczytałam tutaj w wielu wątkach o adopcjach) najpewniej zdecydujemy się na kota z hodowli.

ElBrus87

 
Posty: 22
Od: Pt sty 08, 2016 23:16

Post » Czw sty 14, 2016 15:42 Re: Do tych, co oddają koty. Wasze "INNE" kryteria ado

Witaj
Przyznam że kiedy sama chcialam wziąć kota z fundacji również odbylam kilka takich rozmów co prawda tylko przez telefon że bardzo się zniechęciłam ...jedna pani jak się dowiedziala że kot ma trafić pod Warszawe odrazu powiedziała że absolutnie bo ona oddaje kotki tylko do miasta 8O tłumacze że mam wszystko zabezpieczone i nie wypuszczam kotów ...nie i już. W końcu zrezygnowałam z szukania i to mój mąż znalazł fundację gdzie wogóle ktoś z nami normalnie rozmawiał . Ale niestety znam wiele osób które tak się zniechęciły że albo kupiły zwierzaka...albo załatwiły sobie jakiegoś z przemytu gdzieś ze wsi :D

agga80

Avatar użytkownika
 
Posty: 238
Od: Czw mar 12, 2015 13:09

Post » Czw sty 14, 2016 15:48 Re: Do tych, co oddają koty. Wasze "INNE" kryteria ado

agga80 - niewykluczone, że do tej samej fundacji trafiłyśmy :/ tam kotów poza Warszawę też nie wydawano. Oczywiście w ogłoszeniach link do warunków adopcji, w których nie ma ani słowa o byciu z Warszawy i zakazie transportu.

ElBrus87

 
Posty: 22
Od: Pt sty 08, 2016 23:16

Post » Pt sty 15, 2016 10:24 Re: Do tych, co oddają koty. Wasze "INNE" kryteria ado

ElBrus87 pisze:Dorzucę (kolejny w tym wątku) głos z drugiej strony.

Do tej pory tylko czytałam forum, żeby jak najlepiej przygotować się na adopcję kota. Od przedwczoraj staram się zrozumieć co poszło nie tak, że kota nam odmówiono.
Szukaliśmy dorosłego kota, który w DT był zsocjalizowany z psami (w przyszłości psa też planujemy). Znaleźliśmy ideał! Roczna kotka, spokojna, dogaduje się z psami i kotami. Do wyznaczonych godzin, kiedy można dzwonić w jej sprawie jeszcze prawie 16h, więc czekamy jak na szpilkach.
Dzwonię, trochę się denerwuję, ale najmilszym głosem się przedstawiam, mówię o jakiego kota chodzi. Pani z fundacji traktuje mnie jak g... na podeszwie, ale się nie zniechęcam. Odpowiadam cierpliwie na wszystkie pytania. Kiedy to ja pytam, to okazuje się, że kotka ma 3 lata lub więcej (znajda) i nie lubi innych zwierząt, kontakt z człowiekiem też nie należy do jej ulubionych... Wiem, że pani ma sporo innych kotów, więc mówię, że wie już o nas sporo, a my nie upieramy się na tę konkretną kotkę - może inny lepiej by do nas pasował.
Bilans rozmowy: pani wie, że pracujemy czasem z domu, a czasem nie ma nas po 8-9h, wie, że czasem wyjeżdżamy i w przypadku dłuższych wyjazdów (raz do roku 2-3 tygodnie) kot będzie pod opieką moich rodziców, w ich domu, przy krótszych pod opieką znajomych na miejscu. Znamy warunki umowy i na wszystkie się zgadzamy.
Rozmowa do miłych nie należy dopóki pani nie dowiaduje się, że mój facet to inżynier i potrafi sam zabezpieczenia założyć, naprawić różne rzeczy - zostajemy zaproszeni na następny dzień - przy okazji może mój TŻ drzwi naprawi (nie mamy nic przeciwko - lubimy pomagać).

Podczas wizyty pani mówi, że wybrała dla nas półroczną koteczkę. W mieszkaniu kawalerce - kotów pod sufit i pies. Ledwo usiedliśmy - każde z nas miało na kolanach przynajmniej po trzy koty. W końcu podeszła do mnie "nasza" - od razu wlazła na kolana i się wtuliła. Do mojego TŻ chwilę później. Siedzieliśmy tam 3h, pomogliśmy w naprawach sprzętów domowych, wypytaliśmy o wszystko i na koniec usłyszeliśmy, że mamy się decydować szybko i szykować mieszkanie na kota. Uznaliśmy, że zostaliśmy zaakceptowani. Od razu przeglądanie wyprawki w internecie, mierzenie okien pod siatkę itp.
Następnego dnia pani prosi mojego TŻ o przyjazd w celu naprawienia kolejnej rzeczy, a mnie o porady, jak usprawnić system ogłoszeń.
TŻ jedzie, pomaga, a na koniec wizyty dowiaduje się, że żadnego kota nie dostaniemy, bo pani się nie podoba, że kot będzie gdziekolwiek przewożony, a poza tym za długo nas nie ma w domu...

Mam wrażenie, że fundacja wcale nie ma na celu wyadoptowywania kotów, tylko utrzymania prywatnej kociarni. Potrzebni byliśmy do pomocy, ale żadnego kota i tak nie mieliśmy dostać. A pani narzekała, że koty latami na domy czekają...

Koleżanka związana w fundacją w innym mieście powiedziała mi od razu: "na takich rozmowach ściemniaj ile wlezie i na wszystko przytakuj - inaczej zapomnij o kocie"

Nie lubię być tak traktowana, bardzo nie lubię, kłamać też nie lubię. Dzięki takiemu zachowaniu (i temu, co przeczytałam tutaj w wielu wątkach o adopcjach) najpewniej zdecydujemy się na kota z hodowli.


bardzo mi przykro:( najprawdopodobniej trafiliście na zbieraczkę.
Nie kupujcie kota z hodowli-dużo domów tymczasowych ma piękne koty,także tu na forum wiele kotów szuka domu,napewno znajdziecie takiego,w którym się zakochacie,który się nadaje do psa. I nie będziecie mieli piętrzonych problemów. Zapewniam.
Może załóż wątek,opisz co oferujesz,napisz jakiego kota szukasz, napewno będziesz mogła przebierać w zgłoszeniach :)

tabo10

 
Posty: 8086
Od: Nie lip 31, 2011 14:24

Post » Pt sty 15, 2016 13:25 Re: Do tych, co oddają koty. Wasze "INNE" kryteria ado

@ElBrus87: W każdym stadzie trafia się ułomek. Jest wiele fundacji, a chyba nawet większość gdzie traktuje się ludzi.. no jak ludzi, a nie tanią siłę roboczą. Podpisuję się pod zdaniem, że trafiliście raczej na zbieraczkę niż prawdziwy DT.

Dziękuję za podniesienie tego wątku, w końcu przeczytałam cały :D Moje parę słów na temat adopcji, jestem po tej stronie barykady, która szuka kota.

Bardzo utknęła mi w pamięci wypowiedź z samego początku wątku, szukać nie będę cytatu, ale chodziło mniej więcej: "mam kotkę, która potrafi sie przytulać a potem ugryźć bez ostrzeżenia, jeśli człowiek mimo to szuka z nią kontaktu, to znak że nie ma w nim strachu wobec zwierząt". Otóż ja w odpowiedzi na taką instrukcję zostawiam zwierzaka w spokoju, bo respektuję jego potrzeby. Będzie chciał do mnie przyjść, to go wygłaszczę i jak mnie udziabie- no życie, wiem gdzie się zgłosić na szycie ;) Ale dlaczego mam lecieć do takiego i zaczepiać? Może nie chce być głaskany i jego prawo. To jest wielkie zdziwienie ludzi ogólnie, bo pomimo że uwielbiam czworonożnych przyjaciół, to nie rzucam się na nie od samego progu w czasie wizyty u znajomych. Jak zwierz się na mnie "rzuci" jest mój i przez najbliższe parę chwil (albo godzin) będzie najszczęśliwszym i najbardziej wygłaskanym stworzeniem na planecie. Ale inicjatywa, moim zdaniem, zawsze ma wyjść od zwierzaka.

Jeśli chodzi o wizyty- trochę rozumiem opory niektórych przed nimi, ale ja mam inne zdanie. Ja sobie wręcz życzę wizyty przedadopcyjnej! Afera w domu pojawiła sie trochę przypadkowo, więc dom nie był praktycznie wogóle zabezpieczony- poza siatkami w oknach, które już były w oknach jak kupowaliśmy mieszkanie- a i tak są w perspektywie do wymiany, bo ich jakość nie powala. Ale nie było kratek przy oknach uchylnych, ograniczników otwarcia okna i wielu wielu innych. W międzyczasie cześć zabezpieczeń się pojawiła (np. dalej szukamy dobrego ogranicznika otwarcia okna), ale ja się dalej zastanawiam, czy aby napewno o wszystkim pomyślałam. Dla mnie wizyta PA właśnie po to jest, żeby ktoś kto na kotach niejedne buty zjadł zobaczył z perspektywy osoby trzeciej o czym się nie pomyślało. Wiem, że karmię kota dobrze, książeczka zdrowia jest do wglądu, więc krzywda mi się raczej nie stanie, a coś mogę na tej wizycie zyskać. Więc samolubnie, jak w końcu dojdzie do adopcji (na którą liczę od jakiegoś roku, po prostu czekam aż zostaniemy sami w mieszkaniu) to chcę wizyty :)
Z fundacją jestem w kontakcie, w święta wysłałam im pierwszą paczkę z jedzeniem, żwirkiem, teraz szykuję następną i jak tylko mi w pracy pozmieniają konto ustawiam im przelew stały.

A co do tematów, które można poruszać w rozmowach/ankietach/umowach. Dla mnie istotne byłoby, żeby osoba której oddaję kota wiedziała gdzie ma weterynarza "codziennego" i kontakt do lecznicy całodobowej. Rzecz jasna nie musi tego wiedzieć w momencie rozmowy, ale niechby się zastanowiła zanim weźmie kota, wtedy jest mniej stresów jak się coś stanie.
Osiatkowane okna- dla mnie niezbędne, ale jak kto woli, o ile nie mieszka wysoko. Ale co do okien uchylnych to mam uraz po wszystkich opisach kocich nieszczęść. Już chyba łatwiej uratować kota który spadnie z 2.pietra niż takiego, który ugrzązł w oknie uchylnym. No nie i tyle! Acz bezpieczniej bym się czuła gdyby okna były osiatkowane.
Mogłoby mnie też zainteresować, czy nowi właściciele wiedzą, gdzie kupić jedzenie dla kota. Znowu jak z weterynarzem- nie interesowałoby mnie podanie adresów i cen, ale o spokojne zastanowienie się i ewentualne wysłuchanie rad co i gdzie tanio i dobrze kupić.
Nie przepadam za zapisem w umowie, że jak coś się stanie, mam w pierwszej kolejności zwrócić kota fundacji. Wiem, dlaczego ten zapis jest i wiem, że jest potrzebny. Ja po prostu biorąc kota chcę wziąć za niego pełną odpowiedzialność i nie zdawać się na fundację jakby stało mi się coś, co spowodowałoby konieczność zwrotu zwierzęcia (chyba tylko jakby mnie coś przykuło do łóżka szpitalnego na stałe to bym to rozważała). Więc zgadzam się na ten zapis, po prostu go nie lubię :)

Długi wpis mi wyszedł. Tak to już jest jak w pracy chwilowy zastój w obowiązkach :)

Vombat

 
Posty: 431
Od: Wto gru 08, 2015 12:38
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pt sty 22, 2016 16:37 Re: Do tych, co oddają koty. Wasze "INNE" kryteria ado

Chcialam napisac, ze nie rozumiem czemu wymagacie od ludzi podawania danych typu nr. dowodu. W jaki sposob zabezpieczacie dane personalne, skad czlowiek ma wiedziec, ze nie zostana one wykozystane w sposob na ktory podajace je osoba nie wyraza zgody. Rozmawialam kiedys z prawnikiem, ten powiedzial bym nigdy ludziom prywatnym nie udzielala takich informacji. Bank, salon operatora telefonii komorkowej to sa miejwca gdzie mozna takie dane zostawiac w sposob bezpieczny.

Na czym polega taka wizyta przedadopcyjna?
Wpuszczam taka osobe np. do salonu, rozmawiamy, czy ta osoba chodzi mi po mieszkaniu?

mmodra

 
Posty: 9
Od: Pt sty 22, 2016 16:29

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Meteorolog1 i 79 gości