Na początek chciałem powitać wszystkich forumowiczów

Dalej już nie będzie tak wesoło.
Otóż zaginął nasz kot, nazywa się Smuti, duży, cały czarny z długim ogonem, ma 4 lata. Wykastrowany, ma wszczepiony chip. Wyszedł na codzienny spacer w niedzielę 04.01 i od tamtej pory go nie ma. Mieszkamy w Warszawie, dzielnica Wawer - Miedzeszyn.
Nie jest to jego pierwsze zniknięcie niestety, ale jego historia jest na prawdę niesamowita.
Dwa lata temu kotek zniknął po raz pierwszy, obszukaliśmy całą okolicę, wszystkie gabinety weterynaryjne, schroniska nic, jak kamień w wodę.
Aż tu nagle w lato (minęło półtora roku !!!) żona odbiera telefon od Pani z pytaniem czy nie zaginął nam kot i to był własnie Smuti. Znalazł się na Zoliborzu, 30 km od domu po drugiej stronie Wisły. Do dzisiaj nie wiemy jak to się stało. Przybłąkał się na osiedle, Pani Hania - koci Anioł - zaczęła go dokarmiać, zdobyła jego zaufanie. Po kilku miesiącach poszła z nim do weterynarza, bo miał chore oko i lekarz sprawdził czy przypadkiem nie ma chipa. No i stał się cud. Tyle że na tym osiedlu był od około 6 miesięcy, więc wcześniej musiał być jeszcze gdzieś indziej, ale to tylko on wie.
Kot nas nie poznał, ale za zgodą nowej właścicielki wzięliśmy go ponownie do siebie, no i tak sobie mieszkał z nami cudownie odnaleziony aż do stycznia.
Bardzo proszę o jakiekolwiek informacje, Smuti jest bardzo nieufny i płochliwy, był wzięty jako mały od dzikiej kotki, dlatego może stronić od kontaktu z ludźmi dopóki komuś nie zaufa.
Jeśli błąka się w Państwa okolicach czarny duży kot to bardzo proszę o maila lub telefon.
tel. 509-358-857

Pozdrawiam
Tomasz