Jest coraz lepiej. Wczoraj wieczorem oba koty chodziły po całym mieszkaniu. Fredek się rozochocił do czułości, zawołałam go, wyszedł spod szafki i zaczął chodzić dookoła mnie ocierając się z każdej strony, mrucząc i "pogruchując". On tak śmiesznie grucha - teraz siedzi w łazience pod szafką, ale jak tylko wejdę, to wydaje ten śmieszny dźwięk, jakby mnie zaczepiał, a jak się schylę i powiem: chodź, to wyskakuje do ocierania się i głaskania. Jak jego zaczynam głaskać, to przychodzi Majka i się też wciska, żeby się załapać na pieszczoty.
Na noc zostawiliśmy otwarte drzwi łazienki. Zamknęliśmy dzieci w pokojach, a reszta mieszkania była do dyspozycji kotów (wieczorem skorzystały z kuwety). Mam wrażenie, ze większość nocy koty spędziły w naszej sypialni, bo budziły mnie różne odgłosy (skakanie na tekturowe pudło, w którym schowaliśmy prezenty, przewrócony kwiatek

), a rano jak synek wszedł to powiedział, że koty leżały w naszym łóżku.
Teraz dalej siedzą w łazience, ale uważam, że dokonał się spory przełom i już będzie tylko coraz lepiej.
Ja również wszystkim życzę spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia.