Dzsiaj z zupelnie innej beczki.
Wracam do domu, jestem sam, bo zona z roznych powodow bedzie dopiero wieczorem. Mialem zjesc cos na miescie ale zapomnialem. No to zagladam do lodowki, widze resztki wczorajszego risotto, odgrzewam, zjadam ze smakiem.
Po chwili dzwoni telefon.
- Jestes juz w domu? To wyjmij z lodowki ten talerzyk z jedzeniem dla bezdomniakow, zeby jak wroce bylo juz cieple - mowi zona.
- Jedzenie? Dla kotow? W lodowce?
- Tak, mieso mielone z ryzem.
Z takim nieco dziwnym uczuciem w gardle zagladam do lodowki... ufff, jest, to nie byl TEN talerzyk. I mi sie przypomnialo "jesz te zupe, czy tez mam dodac smietany i dac psu"?

A Mopik wczoraj 2x do kuwety i apetyt niezly, dzis wszamal mokre i mieso, ale jak wrocilem to suche bylo wprawdzie zjedzone ale i (chyba zaraz bo przy talerzyku) wyrzygane a sik poza kuweta, czyli norma poniekad. Ale kolejne suche (porcje) schrupal i odkupac... odpukac... nie wyrzygal. Co do kupy to narznal wczoraj taka, ze sie w kiblu nie chciala splukac (cos przez 2-3 dni wczesniej chyba mial lekkie problemy bo tylko male kozie bobki zostawial i zdaje sie problem ulegl calkowitemu rozwiazaniu). Tyle na dzis.