Powiem wam, że się martwię zachowaniem Stelli. Ona miewa lepsze i gorsze dni, taka sinusoida. W te lepsze jest cudną przylepką, która przychodzi do mnie pod krzesło i czeka, aż ją wezmę na kolana, mruczy ledwo się jej dotknie i ogólnie jest kochana. W te gorsze też jest kochana, ale mnie niepokoi. Izoluje się, siedzi albo pod kocem, albo (ostatnio) w tekturowym pudełku, które jest za sofą, a więc maksymalnie ogranicza kontakt z nami. Boi się, na każdą próbę pogłaskania odksakuje jak oparzona. Ten tryb strachliwy włączył się jej wczoraj wieczorem, nagle, po zabawie. Gdyby to było wczesniej, myslałabym że to reakcja na nasze wyjscie na zakupy, ale nie, powitała nas miło, chciała się bawić - i nagle zmiana o 180 stopni. Co gorsza, zaczęła wczoraj kłasć się w kuwecie. Oczywiscie zaraz zapytałam wujka googla co to leżenie w kuwecie może znaczyć. Chorób nie podejrzewam, bo sika i robi kupę normalnie, jak zawsze, więc nie wydaje mi się, żeby to były jakies problemy z układem moczowym czy pokarmowym (choć jak to potrwa to trzeba będzie przebadać...). Doczytałam się też, że to może być oznaka stresu lub lęku. A ja naprawdę nie wiem, co ją tak stresuje albo przeraża. Nikt tu nie krzyczy, nie jest gwałtowny, ani wobec niej, ani w ogóle. Ma spokój, sporo zabawy, ma dużo miejsc do chowania się, albo do wypoczynku. Gdzies znalazłam informcję, że koty w schroniskach często spią w kuwetach, bo tam mają swój zapach i to łagodzi lęk, a potem nieraz im to zostaje. Ale ona nigdy dotąd tego nie robiła... Póki co spokojnie i bez słowa ją z tej kuwety wynoszę, mam nadzieję, że przestanie tam się kłasć. Ale i tak jest taka niedotykalska, zalękniona, choć chce się bawić jak zawsze. Tyle, że w tej zabawie nie ociera się o mnie, nie mruczy, nie szuka kontaktu. Trzyma się na dystans.
Ja mam ostatnio naprawdę kiepski nastrój, nie cieszą mnie te swięta, w ogóle zresztą mnie ominą w tym roku... ale nie gadam o tym tylko żyję jak zwykle, nie zastanawiam się nad tym zbytnio, kiedys i to minie. Ale może ona to i tak jakos wyczuwa i reaguje lękiem? Nie wiem. Smuci mnie strasznie jak jest taka przyczajona i jak siedzi w tym pudełku z tektury, unikając kontaktu.
Czytam książkę o zachowaniu kotów, którą niedawno kupiłam, dużo tam ciekawych wiadomosci. Jeszcze nie dotarłam do rozdziału o lękliwych kotach, ale i tak znalazłam sporo ciekawych rzeczy. Np. to, jak rozpoznawać postawę kota, który sobie nie życzy, żeby go na siłę uszczęsliwiać swoim towarzystwem. I że jesli będziemy to u kota szanować, że kiedy widzimy, że woli być sam, zostawiamy go samego, to wzmocni to jego poczucie bezpieczeństwa i zaufania. No więc staram się jej nie zaczepiać jak jest taka odizolowana... jednak kiedy trwa to długo, mam wyrzuty sumienia, bo siedzi w ciemnym kącie bez towarzystwa. I sama nie wiem, co tak naprawdę robić.
Się musiałam wyżalić... mam nadzieję, że to tylko chwilowe załamanie nastroju (u nas obu

), może ona jeszcze ciągle się boryka z jakimis dawnymi traumami. Oby minęło. Kiedy mój kotek jest radosny i szczęsliwy, to mnie też bardziej chce się żyć.