Taaa...
Wiedziałam, wiedziałam że będzie dym z tymi lwami
Jednak za wiedźmę (wróża) robić nie mogę bo myślałam że facet się zgłosi po nie najdalej po 2 dniach, że chce spowrotem.
Nie zgłosił sie. Natomiast przyjechała jego żona informując, że mąż jej na złość oddał koty. I że ona chce spowrotem. (wcześniej tekst był taki, że koty po zmarłych rodzicach) Nie ma to jak ludziom wierzyć. Żądanie aktu zgonu mogłoby być hm...niedelikatne?
Ech.
I bądź mądry. Zadzwoniłam do gościa - tłumaczył, że rozwód, że żona się nie zajmuje kotami a on nie ma czasu. Zadzwoniłam do żony - mąż agresywny i robi na złość (+ milion tysięcy milionów innych zarzutów)
Zadzwoniłam do weterynarza który zajmował się kotami - oboje państwo sie nimi zajmowali i koty regularnie leczone, szczepione, zadbane.
Jakbym chciała być psychoterapeutą to bym sobie w przedpokoju postawiła kozetkę i pozwalała zlec tamże co ciekawszym przypadkom (zarabiając przy tym na całkiem wypasione kocie chrupki)
A tu usiłując ogarnąć pawiany moje (czyli dla niewtajemniczonych - brzmi to jakbym miała zespół touretta - w toku normalnej z pozoru rozmowy o miłych bądź niemiłych foootrach wcina się wrzask (mój) "nie liż tego!!!" lub "nie wypluwaj tego!!!" lub coś w ten deseń

)
Nie idzie mi zupełnie ogarnianie życia uczuciowego zwaśnionych stron.Współczuję państwu bardzo ale moja działka to było tylko stwierdzenie "co dalej z kotami"
Narazie stanęło na tym, że kotka lew wraca. Pozostałe w ciągu 1-2 dni pani ma umieścić u rodziny. Jak się nie uda to oddajemy.
Chyba jednak sprawy zwykłych burasów są łatwiejsze...