Lilianno myślę, że mogę sobie pozwolić na komentarz w tej sprawie, bo jak nikt inny rozumiem rozwód od drugiej strony, jestem dzieckiem z tzw. rozbitej rodziny. Miałam 16 lat kiedy moja mama złożyła pozew o rozwód. Mój brat miał 4. Przeżyliśmy gigantyczną traumę jako dzieci, ale nie dlatego, że rodzice się rozwiedli, a dlatego co z tego wynikało, ale o tym nie chciałabym tu pisać na forum. Moi rodzice nie byli ze sobą szczęśliwi - dokładnie moja mama z moim ojcem. Mój ojciec był wygodny, wszystko było na glowie mojej mamy, harowała jak wół po 12h dziennie by utrzmać nas, męża i zapewnić nam bogate dzieciństwo. Mój ojciec nie wierzył, że go rzuci, ona mu mówiła, żeby się zmienił, bo na starość nie będzie kto miał mu podać kubka z herbatą. Ja sama jako dziecko pamiętam namawiałam ją do rozwodu, bo mój ojciec miał wiele za uszami. Moja mama już wtedy miała partnera z którym jest do dziś, ale nie wiedzieliśmy o tym. On dał jej to czego nie dał ojciec - adorował ją, zdobywał, starał się o nią. Mój ojciec był przyzwyczajony, że mama jest i będzie. Mój ojciec po rozwodzie dopiero zrozumiał co stracił i jestem pewna, że kocha moją mamę. Teraz mają bardzo dobre kontakty. Natomiast partner mojej mamy stał się drugim ojcem dla mojego brata. Dziś mój brat jest rozpieszczony, ma wszystko i aż za dużo. Moja mama jest szczęśliwa. Taka jest pokrótce moja historia. Nie najlepsza. Ale znam lepszą.
Kiedy zatrudniłam się w poradni (przez przypadek) pracowała ze mną rozgoryczona pielęgniarka. Jej mąż był górnikiem. Mieli dwie córki też w wieku może 15 lat. On pił, lecz przynosił ładny pieniądz z kopalni. Ona powtarzała, że go nienawidzi. Że to pijak. Że jak go nie ma to dezynfekuje mieszkanie po nim. Ale że tak musi być. To jej mąż i nie rozwiedzie się z nim. Sama nie utrzyma córek i mieszkania. Pracowałyśmy razem 5 lat. Miała około 40 lat. Ona uważała, że to jest jej życie, z którym musi się pogodzić, w imię rodziny, dla córek żeby nie były z rozbitej rodziny. No i jej krzyż jako kobiety, żony, matki i kochanki. Zawsze jej mówiłam, że dla dzieci ważne jest by rodzice byli szczęśliwi. I często mówiłam o rozwodzie. Że może kogoś spotkać. Że nie może się tak kamieniować za życia, bo zasługuje na miłość, na drugie życie, na szczęście. W końcu zwolniłam się z pracy. Nie minęło pół roku, a ją zwolnili. Zatrudniła się w szpitalu w karetce. Potem się dowiedziałam, że się rozwiodła i ma nowego partnera. Od razu. Męża pogoniła. Mieszkanie sprzedała. Jedna córka wyjechała do szkoły a druga z nią została. Nigdy nie widziałam jej takiej szczęśliwej. Nigdy bym się nie spodziewała po niej takiego szczęścia. Partner którego poznała okazał sie miłością jej życia, drugą połówką. Niedługo potem został jej mężem. Czasem widuję jej zdjęcia uśmiechnięte od ucha do ucha z nim, z jej nowym mężem. Jej córki są przeszczęśliwe. Wiem to bo widziałam zdjęcia ze ślubu i ich życzenia dla mamy. To jest tak piękna historia, że życzę jej każdemu. Ta koleżanka totalnie odżyła, ba ona dopiero zaczęła żyć pełnią życia. A wcześniej sama sobie przekreśliła życie.
Ja Ciebie nie namawiam na rozwód. Tylko chcę Ci zaznaczyć, że rozwód może też przynieść korzyści dla wszystkich stron - no może najmniej dla męża. Każdy zasługuje na miłość prawdziwą.
Jeżeli chodzi o moją miłość, to moja najprawdziwsza miłość zginęła w wypadku samochodowym. Teraz mogę tylko zazdrościć innym ich szczęścia. Jestem szczęśliwa z mężem i kocham go, ale to nie jest to samo co wcześniej. To jest tylko jakby połowa z tego co było. Pamiętam żar w sercu, prąd w ciele i przeogromną, szaleńczą miłość z moim narzeczonym, poszłabym za nim w ogień. Choć minęło już 10 lat kocham go nadal i gdyby stanął w drzwiach to odeszłabym od męża bez dwóch zdań i mój m. o tym wie. Potrafimy nawet żartować na ten temat. Każda z nas nosi swój krzyż. Mój mąż mnie kocha, tworzymy razem dobry duet, pasujemy do siebie, ale kiedy widzę, a często widzę, że dwoje ludzi szaleje na swoim punkcie, że są swoimi połówkami, że widzę w nich to co kiedyś łączyło mnie i mojego narzeczonego to zazdroszczę im bardzo. Chciałabym i Tobie tego zazdrościć.
Jesteś młoda i jeszcze większość życia przed Tobą. Zawalcz też o swoje szczęście. Dzieci w końcu odejdą na swoje, rób tak, żebyś w tamtym momencie była szczęśliwa

Ale ja Ciebie rozumiem. Gdybyś się zakochała teraz, poznała kogoś to inaczej by Ci się wyobrażała przyszłość. Ale nie zamykaj się na szczęście, masz szansę kogoś poznać np w muzeum

Życzę Ci tego!