Ilonko,Alu oczy mnie bolą ale specjalnie dla Was "wyczekiwane"

opowiadanko.
Innych miauwiczów też zapraszam.
Jak to zwykle bywa pojawił się nagle, nie wiadomo skąd. Przyszłam nakarmić kocie towarzystwo kiedy wśród znajomych mi futerek zauważyłam nowe. Jasnobury z białymi skarpetkami i szmaragdowymi ślepkami, które patrzyły na mnie prosząco ale z godnością. Zjadł ze smakiem jedzono, usiadł wśród kotów, które zostawały na działce i wolniutko się umył. Pamiętam, że było zimno (to był chyba listopad albo początek grudnia 2008r. ) zebrałam się najszybciej jak mogłam i wychodząc rzuciłam w powietrze: „jak pozwolą Ci zostać to mnie nie przeszkadzasz”.
Na następny dzień zobaczyłam Go pierwszego. Siedział na kanapie po swojemu-szmaragdowemu, spokojny, ufny, z miną kota na swoim….”Nie pamiętasz? Przecież zawsze tu byłem”…..Zamieszkał na działce. Bawił się z Rudym Uszkiem -wnuczkiem Babci a ona sama od czasu do czasu umyła Mu pyszczek. Do dzisiaj zastanawia mnie dlaczego był tak lubiany przez inne koty. Nawet Gangster dawał Mu spokój.
Przyszła wiosna- piękny czas dłuższych spotkań. Wylegiwał się w pobliżu mnie kiedy coś robiłam a kiedy siadałam wskakiwał mi na kolana i siadał na nich w swoim stylu. W domu zalegał na mnie Maciuś, na działce ON.
Na początku maja zachorował. Codziennie szłam na działkę pakowałam Go do kontenerka i autobusem jechaliśmy do weterynarza. Tam siadał na stole w swoim stylu i spokojnie, wręcz „z uśmiechem” znosił badania i zastrzyki. Był ulubieńcem wetów. Po wszystkim wracaliśmy na działkę. W altance miał super legowisko, michę i kuwetę. Wyzdrowiał……ale nie cieszyliśmy się swoim towarzystwem długo….Zachorowałam ja. Musiałam leżeć w łóżku. Do kocuchów chodziła siostra. Kiedy trzeciego dnia zdając mi relację co zjadł i ile poszczególny kotek, i co potem robił, powiedziała, ze nie było Go na jedzonku zaniepokoiłam się. Nie mogłam leżeć. Na następny dzień poszłam na działkę…………Znalazłam Go pod krzakami, w takiej gęstwinie gałęzi, że nie było Go widać. Był cały mokry, oblepiony jakby błotem, odchodami, pokryty już mocno jajami, larwami i muchami……………Żył jeszcze. Szybko kontenerek. Do weta podwiozła mnie tym razem bratanica....Towarzyszyłam Mu....
Szmaragd odszedł……………. 


