Dzięki, że jesteście
Dużo mam do pisania, ale nie wiem czy dam radę...
W piątek Niki miała piątą dożylną kroplówkę i super się poczuła już w gabinecie. Miała ochotę spacerować, tylko smycz-wężyk od kroplówki ją ograniczał. Na koniec rozśpiewała się i próbowała wyjść dwa razy z torby (ja byłam zajęta braniem leków do domu).
Potem w nocy akcja wyjmowania wenflonu.
W sobotę pojechałyśmy na założenie nowego i... porażka.
Hymmm... to że nie wyszło, to myślę, że leży po str. wetki. Akurat ta najrzadziej pobierała Niki krew. Myślę, że nie ma wprawy i boi się.
Jutro mam przyjechać, gdy będą dwie.
Niestety przez dwa dni robiłam podskórne kroplówki

przełożyło się to na samopoczucie Nikuśki.
W piątek po wyjęciu wenflonu Niki odetchnęła. Była na luzie, oczy szeroko otwarte, buźka jakby uśmiechnięta.
W sobotę rano brykała znów jak mały kociak, a ja się z nią bawiłam z wielką radością.
Protestowała też przy podawaniu leków, robieniu kroplówki i zastrzyku.
Moja Nikuśka...
Dzisiaj już w nocy i nad ranem powróciła apatia. Co prawda Niki nie jest wycofana jak tydz. temu, ale kładzie się podkulając łapki, dopiero gdy ją pomiziam, kładzie się na bok.
Dzisiaj też trochę pobiegała za zabawkami, ale już nie tak jak wczoraj.
Pyszczek ma mniej radosny, ale nie smutny.
Cały czas wtula się w moje kolana. Moja słodzinka.
Trochę zdjęć:





Piątek na kroplówce:




I Nikuśka sprzed pięciu lat...
