haaszek pisze:Ciekawa jestem, jaka była relacja dziecko-kot od urodzenia do tej chwili, czyli do momentu kiedy dziecko zaczeło sie przemieszczać i zaczęły się problemy.
Jak kot przyjął nowego domownika? Czy był zainteresowany? I czy pozwalaliście na kontakty czy raczej izolowaliście kota od dziecka? Bo może tu jest źródło problemów.
Właśnie w sumie nie spodziewaliśmy się, że relacja rozwinie się w nieprawidłowym kierunku. Jak synek był jeszcze całkiem mały był przez kota raczej ignorowany. Zdarzały się sytuacje, gdy bujałem małego na rękach siedząc na krześle, a w tym czasie na kolanach wygrzewał mi się kot. I jakoś nie widział potrzeby w obwąchaniu czy nawet oglądaniu tego, co trzymam w rękach... Do łóżeczka wskoczył dosłownie kilka razy (mieliśmy baldachim, żeby nie mógł tego zrobić od strony głowy bobasa) i też żadnych akcji nie było. Raz czy dwa razy powąchał i najczęściej kończył przestraszony, że jego obiekt zainteresowań rusza rączką
Przy płaczu, kot raczej szukał cichszych miejsc. Zanim pojawiło się dziecko, zawsze spał z nami w łóżku, gdy mały potrafił często wstawać w nocy to kot sam, niezmuszany i niewyganiany częściej spał w szafie, do nas zaglądając tylko na część nocy. Jak zaczęło się raczkowanie były epizody dziwnego zachowania Artka - gdy synek się wywrócił i zaczynał głośno płakać, sierściuszek wyskakiwał z szafy, czy gdzie tam akurat siedział i atakował... nas. Najczęściej wyglądało to tak, że podnosimy synka z podłogi, gdy zaliczył "glebę", a w międzyczasie Artek wgryzał nam się bezlitośnie w łydkę (tak na poważnie i mocno), po czym uciekał. Przez dłuższy czas uznawaliśmy to za dobry omen, że broni dziecka... Ostatnio na szczęście już się to raczej nie zdarza - i mały się tyle nie przewraca, i tyle przy tym nie płacze i kot na to tak nie reaguje.