Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Miałam wypadek.

blaski i cienie życia z kotem

Moderator: Estraven

Post » Nie paź 25, 2015 22:28 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

obchodzisz urodziny razem z moją córką, Lilianko :1luvu: :1luvu: jesteś wyjątkowa :1luvu:

wszystkiego co najlepsze...Ci życzę :piwa: :piwa: :piwa: :piwa: :piwa:
30.07.09 Maciuś [*] 02.10.10 Kocik [*] 16.12.10 Pusia [*] 10.07.14 Meliska[*] 23.01.18 Boluś [*] Kubuś [*] 07.10.2019 Kisia [*] 09.06.2021 Piracik [*] 07.03.2022 Kacperek [*] 05. 01. 2024 Belfaścik [*] 16. 02. 24 Figa [*] 22.02.25 Tulinka [*]15.04.25 Kropek [*] 06.05.25 Ptysiek 08.05.25 wybaczcie mi, do zobaczenia...

puszatek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21758
Od: Sob lut 05, 2011 21:53
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro paź 28, 2015 16:29 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Dziękuję za życzenia. :1luvu:
Puszatku, przekaż córce najlepsze życzenia.
Urodziny minęły, czuję się troszkę młodsza, a prezent został...

Jak ja w ogóle mogłam żyć bez moich kotów, to zupełnie tego nie pojmuję. I pomyśleć, że jak pierwszy raz usłyszałam o ragdollach od wetki, po śmierci Maurysia, to musiałam sobie nazwę rasy na kartce zapisać, żeby nie zapomnieć czego mam szukać. A wetka musiała przeliterować, bo nie wiedziałam, jak się to pisze.
Rozpuszczam się, jak patrzę na te moje trzy łobuziaki. Pędzące kule puchu, ciągle wpadające w poślizg na puchatych łapkach. Z kitami znaczącymi w biegu powietrze szarością. I te ich oczy niebieskie zaglądają mi prosto w duszę. Przytulanie takiego kota, słuchanie swojskiego mruczenia, miękki dotyk i w ogóle sama obecność tej czułej istotki łagodzi wszelkie niepokoje i ociepla przestrzeń. Zmartwienia przestają człowieka przerastać i stają się rozwiązywalne, nieważne i odległe.
Tak się cieszę, że mam te koty. I że one mają mnie. Że właśnie tu, do mnie trafiły, w to samo miejsce i czas.
Każde z nich inaczej miauczy. Gustawek ma głos identyczny, jak Simons Cat i używa go najczęściej do upominania się o jedzenie, zupełnie jak wcześniej wspomniany. Orbiś miauczy cieniutkim głosikiem, jak ma dosyć pieszczot, czuje, że cierpliwość mu się kończy i prosi żeby zwrócić mu wolność. Natomiast Florcia miauczy, jak straż pożarna: alarmująco, uporczywie i nieustannie. Nie, nie ma rujki. To niesamowita gaduła jest, która wszędzie musi wcisnąć swoje trzy grosze. Buzia jej się nie zamyka. Oczywiście, o ile nie śpi.
Uwielbiają bawić się w berka kucanego i molestować całe stada pluszowych myszy. Z upodobaniem wspinają się po zrobionym przeze mnie drapaku, jak gigantyczne wiewiórki.
Florcia ma łapeczki różowe i drobne, jak kwiatuszki. Gustawcio czasem, w chwilach czułości, paca mnie łapką, tylko po to, żeby mnie dotknąć i zwrócić moją uwagę. A Orbinio ma graby, jak niedźwiedź polarny. Trzeba mu rozchylić bujne futro między paluszkami, żeby zobaczyć jasną skórę. Ostatnio plecki im pociemniały. Nawet Florciowe futerko jest ciemniejsze.
Florunia, to największy zakapior. Jakby w tej drobnej klatce piersiowej biło lwie, huczące serce. Rządzi kocurkami. I mną też próbuje. Gustawek, to przebiegły, wielki i miękki pieszczoch, a Orbinio, to słodki strachulec i wrażliwiec zatracony. Do tego zazdrośnik, z tendencją do wycofywania się.
Wszędobylska kocia sierść, wciskająca się w każdą szparę i każdy garnek, to doprawdy drobiazg. One dają mi tak wiele, o wiele więcej, niż ja mogę dać im. Chociaż kocham je najmocniej, jak potrafię.

W domu milutkie koty, a na dworze na dobre rozpanoszyła się jesień w całej krasie. Chyba już nadszedł czas, żeby odpiąć z firanek metalowe motylki w róże i zamiast cynamonu zacząć dosypywać do kawy imbiru.
Jesienne światło staje się coraz bardziej nostalgiczne. I zbytnią jaskrawością nie wypala dziury w siatkówce oka, tak jak to czynią letnie promienie. Uwielbiam jesienne światło nie tylko dlatego, że mnie nie razi w oczy, ale przede wszystkim dlatego, że nadaje światu ciepłe kolory i sprawia, że wszystko jest przesiąknięte aurą... jakiejś tajemnicy, przetykanej złotą nitką przemijania, w jego najbezpieczniejszym odcieniu.
Drzewa mają zachwycające kolory i wyglądają tak królewsko. Jakby pragnęły olśnić zachwytem już ostatni raz, przed zimowym, długim snem. Przy takich widokach nie przeszkadza mi nawet jesienny chłód. Wystarczy cieplej się ubrać, wyjść na spacer i ekstaza gotowa. Zwłaszcza, jeśli jest to spacer z psem po lesie.
Codziennie wychodzę z domu o szóstej, żeby zdążyć do pracy. O tej porze cały świat jest jeszcze przesłonięty szarą pajęczyną wilgotniej mgły. Na zważonych roślinach bieli się szron. Liście sypią się, jak kolorowy deszcz. Chłodne powietrze jest przesycone zapachem ziemi i tych tańczących liści.
W jesieni jest coś magicznego. Coś, co sprawia, że dom staje się cieplejszy, książki ciekawsze, kanapy wygodniejsze. Spacery nad kanałkiem są czarowne. Nawet moje koty zmieniają kolor. Ciemnieją.
Czasem wydaje mi się, że życie jesienią smakuje mi najbardziej. Dopóki nie spadnie pierwszy śnieg.
Orbiś śpi.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Koniec rozważań. Przyszła Florcia i położyła się obok. Jestem zajęta. Przyglądamy się sobie.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Śro paź 28, 2015 19:32 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

ależ Ty pięknie rozważasz.... :1luvu: :1luvu: :1luvu:
30.07.09 Maciuś [*] 02.10.10 Kocik [*] 16.12.10 Pusia [*] 10.07.14 Meliska[*] 23.01.18 Boluś [*] Kubuś [*] 07.10.2019 Kisia [*] 09.06.2021 Piracik [*] 07.03.2022 Kacperek [*] 05. 01. 2024 Belfaścik [*] 16. 02. 24 Figa [*] 22.02.25 Tulinka [*]15.04.25 Kropek [*] 06.05.25 Ptysiek 08.05.25 wybaczcie mi, do zobaczenia...

puszatek

Avatar użytkownika
 
Posty: 21758
Od: Sob lut 05, 2011 21:53
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob paź 31, 2015 13:03 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Pięknie Orbiś śpi :)
Zgadzam się z opisem jesieni - najbardziej magiczna jest mgła. Dziś była przepiękna rano, tak chciałam iść fotografować - stwierdzając to poszłam spać. I zawsze się tak kończy :/ Ty jesteś choć zmuszona do wstawania o tak wczesnej porze i wynagradza Ci to natura :) Najbardziej podobało mi się to stwierdzenie "W jesieni jest coś magicznego. Coś, co sprawia, że dom staje się cieplejszy, książki ciekawsze, kanapy wygodniejsze."

Aha a wiesz - pewnie wiesz :) - że na Zamek Królewski w Łazienkach jest teraz w listopadzie darmowe wejście?

Dla mnie koty są moim największym szczęściem, ale teraz gdy tak myślę to ryczę jak bóbr :( Boje się o Kitusię :(
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom


Post » Nie lis 01, 2015 17:33 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Ty Liliana to umiesz pisać :D Niech się Kraszewski z opisami w,, Starej baśni" schowa :ok:
Jesień jest piękna w swojej barwnej odsłonie. Nie znoszę jednak listopadowych pluch i wrażenia ,ze coś przemija .

Bunio& Daga

Avatar użytkownika
 
Posty: 1917
Od: Pt wrz 19, 2014 11:37
Lokalizacja: Serock

Post » Pon lis 02, 2015 17:18 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Klaudiafj, dziękuję za informację o możliwości zwiedzania Zamku Królewskiego za darmo. Słyszałam, jak mówiono o tym w radio. Zresztą w każdą niedzielę wstęp na wystawy stałe na Zamku jest wolny (Łazienki - czwartki, Wilanów -też czwartki).

Basiu, z przemijaniem bywa różnie. Czasem śmierć ma twarz dobrotliwej i dziarskiej dziewicy z obrazów Malczewskiego...

No i nadszedł listopad. Dzisiaj jest Dzień Zaduszny. Żałuję, że musiałam wrócić wczoraj do Warszawy i nie mogę dzisiaj stanąć nad grobami moich bliskich zmarłych. Cóż, proza życia: święto - świętem, a pracować przecież trzeba.
Ale za to wczoraj mogłam uczynić tradycji zadość, razem z rodziną pójść do radziłowskiego kościoła na mszę, a potem uczestniczyć w procesji na cmentarz grzebalny. Dobrze jest zobaczyć twarze towarzyszy lat dziecinnych. Niestety z roku na rok widuję coraz mniej świadków mojego dzieciństwa. Za to coraz więcej znanych nazwisk spotykam na płytach nagrobnych małego cmentarzyka w Radziłowie. Nie przeszkadza mi zupełnie tłum na cmentarzu. Wszyscy razem się modlą, a potem ludzie rozchodzą się żeby odwiedzić groby swoich zmarłych. Udział w tradycji daje mi swoiste poczucie przynależności, potwierdza moje ukorzenienie w kulturze tej społeczności. Miło jest choć z daleka ujrzeć dawno nie widziane twarze, mimo, że czas odciska na nich swoje niszczące piętno. Doznaję swoistego zakłopotania, gdy w jakiejś twarzy dostrzegam znajome rysy, a nie mam pewności, czy to na pewno ta osoba, którą znałam w młodości, czy ktoś zupełnie inny, tylko troszkę podobny.

Dowiedziałam się, że w szpitalu w Grajewie, na OIOMie umiera osiemdziesięcio pięcio letnia siostra mojej babci. Umiera tak już od sierpnia, chociaż przez całe życie organicznie nie znosiła wizyt u lekarzy. Trzeba ją było namawiac miesiącami i wołami ciągnąć do doktora, nawet wówczas, gdy było to niezbędne i konieczne. A teraz jest stara i słaba. Dostała udaru pod koniec wakacji. Przyjechało pogotowie i zabrało ją do szpitala. W jej ciało wbito całą kolekcję rurek i kabelków. Cały super specjalistyczny system podtrzymywania życia w nieskończoność przedłuża agonię ciotki. Leży biedna na tym OIOMie goła, przykryta jedynie prześcieradłem, na materacu przeciwodleżynowym. Przez tracheostomię, przebijającą tchawicę, respirator nieustannie pompuje w ciotkowe płuca powietrze, wymuszając każdy oddech. Przez centralne wkłucie do żyły podobojczykowej nieustannie toczone są płyny. W nozdrzu tkwi pomarańczowy kabelek sondy żołądkowej, przez który pielęgniarki o twarzach aniołów, wpychają w ciotkę pożywienie, które przedłuża jej umieranie. Obie dłonie staruszki są spuchnięte i starannie przywiązane do łóżka, bo jak tylko je uwolnią, to ciotka usiłuje pozbyć się dławiącej rury od respiratora. A odłączenie od maszyny powoduje ustanie akcji oddechowej. Widocznie albo nie działa ośrodek oddechowy, albo mięśnie międzyżebrowe... W tym stanie była już cztery razy reanimowana.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, ze ona jest przytomna i świadoma. Nie może zupełnie mówić, bo przecież oddycha z pominięciem krtani, ale żywo reaguje mimiką twarzy. I płaczem. Rozumie każde słowo.
W blasku jej oczu prześwituje uwięziona dusza, zamknięta w tym umęczonym, zużytym, jak dziurawy płaszcz, ciele.
Ciotce trafiło się bardzo ciężkie umieranie. Jest ofiarą stosowanie tak zwanej terapii uciążliwej. W najlepszej wierze tamtejsi lekarze ratują życie, które jest już tylko i wyłącznie cierpieniem. I niczym innym nie będzie. Nie mogę nic na to poradzić, bo nie jestem nawet najbliższą rodziną. Nie mam prawa do informacji, ani nawet do czynienia wszelkich uwag.
Myślę, ze czyściec ciotkę z pewnością ominie, dzięki uczynnym, ofiarnie i bezmyślnie pracującym bliźnim. Mogę się jedynie modlić o rychłą śmierć dla ciotki Jadzi. Oby się Bóg nad nią jak najprędzej zlitował.
Moja babcia umarła niespodziewanie, z jej siostrą dane mi było się wczoraj pożegnać.
Trudno jest dobrać odpowiednie słowa, gdy ma się świadomość, że to nasze ostatnie widzenie się tu, na ziemi. Moje serce zrobiło zdjęcie i jak zamknę oczy, to widzę jej spojrzenie, jej twarz. Ona też mnie żegnała. Będzie mi ciotki brakować, bo jest jednym z filarów mojego rodu, ale nikt nie powinien tak cierpieć.

Cieszę się, że mój Maurycy miał dobrą śmierć.

Gdy ja wyjeżdżałam, kotami opiekował się TŻ. Nie było mnie dwa dni. A jak to była kocia radość i jakie miauczenie, jak wróciłam...
Kochają mnie moje puchatki.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Pon lis 02, 2015 17:37 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Współczuję Cioci :( Też jestem w takiej sytuacji, że moja babcia umarła nagle i nie zdążyłam się pożegnać, ale na świecie jest jeszcze jej siostra, którą odwiedzam często kiedy mogę. Od niej mam Marysię i po niej Marysia ma imię :) Też dla mnie to jest ostatni filar naszej rodziny, najstarsza. Bez niej będziemy jak rozsiane owoce bez matczynego drzewa.
Ja to się zawsze łudzę do końca - że nagle ktoś wstanie i wszystko będzie dobrze. Nie wiem jak się odnieść do tego całego sprzętu. Nie chciałabym być tak uwięziona. Biedna Twoja Ciocia.

Ślę głaski dla Puchatków :201461 :201461 :201461
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Pon lis 02, 2015 18:10 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Ja się nie łudzę. Widziałam już tyle śmierci, że nie mam najmniejszych wątpliwości, co do faktu, że każda istota żyjąca jest śmiertelna. I że jest to proces równie naturalny, jak narodziny. Tylko w drugą stronę. Tak, jak każdy się rodzi trochę inaczej, tak też każdy umiera w sobie właściwy sposób. Sprzęt do podtrzymywania czynności życiowych to aparatura ratująca ludzkie życie, często działająca cuda. Taki sprzęt pozwala przetrwać krytyczne momenty, daje szansę przeżycia i odbudowania własnego organizmu. Ale, niewłaściwie użyty, może stać się łożem madejowym, narzędziem tortur i nieustannej agonii. Nie powinien być używany wówczas, kiedy ma jedynie przedłużać cierpienie, bo nie ma szansy na akceptowalną jakość życia.
Ja chciałabym dożyć starości, zobaczyć wnuki, przeżyć przyzwoicie swoje życie i umrzeć w domu, we własnym łóżku, bez bólu i duszności, otoczona rodziną. I opatrzona sakramentami. Tak, jak się kiedyś w Polsce umierało. Godnie. Takie mam plany na odległą przyszłość, a co będzie, to się okaże.

Dziękuję za głaski. Przekażę niezwłocznie. :D
Ostatnio edytowano Wto lis 03, 2015 16:32 przez lilianaj, łącznie edytowano 1 raz

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Pon lis 02, 2015 23:35 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Lilianaj , myslę , że mamy takie samo zdanie na ten temat . Myślę , że nieraz śmierć jest wybawieniem . Jest łaską .
Człowiek powinien odchodzić godnie .

Głaki i mizianki przekazuję futrzetom :1luvu:

barbarados

Avatar użytkownika
 
Posty: 31121
Od: Sob lip 21, 2012 18:01

Post » Czw lis 05, 2015 21:06 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Futrzęta głaski i mizianki przyjęły i podziękowały, chociaż z opóźnieniem.

A dzisiaj poznałam powalająco uroczego Kalifa. Kalif to MCO mojego nowego pacjenta. Jak weszłam na jego włości, to w słabym świetle wydał mi się średniej wielkości psem (oczywiście kot, a nie pacjent), ale szczęśliwie przy bliższym poznaniu okazał się po prostu ogromnym kocurem. O rety! Taka istota robi wrażenie. Na żadnej z kocich wystaw nie widziałam MCO aż tak hojnie obdarzonego przez naturę i aż tak odkarmionego przez właściciela. Od razu na progu zostałam lojalnie uprzedzona, żeby nie dotykać kotka, bo jest nieufny i mnie pożre. Ludojad jednak niespodzianie zapałał ku mnie sympatią, wykonał kilka ósemek wokół moich kończyn, po czym jawnie zaczął domagać się mizianek. I wcale nie żartował. Mój pacjent dostał takiego wytrzeszczu gałek ocznych ze zdziwienia, że aż zaczęłam się obawiać, że mu tak zostanie. Musiałam się tłumaczyć, że obce koty mnie lubią, bo pachnę przyjaźnie. Kocim menu. I wobec czujnego kociego nosa, żadne perfumy tego nie zatuszują. Kalif zapałał do mnie sympatią ze względu na tuńczyka z makrelką, którymi to obficie pasłam rano moje futrzęta. Z rączki oczywiście. Widocznie nabrał nadziei, że zostało mi trochę pożywienia pod paznokciami, bo ostatecznie skończyłam z ludożercą w czułych objęciach. A było co obejmować... Z osiemnaście kilogramów szczęścia, zapakowanego w klasycznie pręgowane futro. Oblizywał się, ale mnie nie uszczknął. Nawet, jak robiłam niewielkie "harakiri" jego panu. Śledził z zaciekawieniem moje poczynania i się cieszył, że nie jego spotyka to, czym się zajmuję. Cóż, znajomość została zawarta i nie ukrywam, że liczę na ciąg dalszy. Ten kot mi się podoba. A i jego pańcio jest miły, tylko w leciech mocno posunięty.
Ale chociaż miałkunięta są niezwykłe, to najbardziej podobają mi się ragdolle. A już moje własne są oszałamiająco piękne, co rzecz jasna mogę naocznie stwierdzić. :wink:

Wcześnie dziś skończyłam pracę, obiad dla dzieci miałam prawie gotowy, więc postanowiłam zażyć troszkę kultury dla zachowania higieny psychicznej. Od dłuższego czasu zamierzam pójść podziwiać łazienki w jesiennych barwach, ale stwierdziłam, że w sobotę wybiorę się tam z dziećmi i worem orzechów dla tamtejszych, lekko pretensjonalnych wiewiórek. A dzisiaj poszłam do pałacu Pod Blachą. Obejrzałam kolekcję kobierców wschodnich, które muzułmańskie kobiety tkały chyba z milion godzin, z zachwycającym efektem zresztą. Niezwykłe tkaniny. Niektóre były tak stare, że nabrałam podejrzeń, że w przeszłości mogły służyć do modłów najeżdżającym mój kraj Tatarom... Nie zdążyłam jednak pochodzić po całym Zamku Królewskim, ponieważ łańcuszek mojej wolności jest niezwykle krótki. I trzeba było wracać do domu i zająć się prozą życia codziennego. Warszawa, jak wiadomo, jest miastem po którym dobrze się jeździ, ale nie ma gdzie zaparkować. Udało mi się wcisnąć obok Nike, przy trasie WZ. I gdy śpiesznie wracałam do samochodu, zaczepiła mnie kobieta. Bardzo szczupła, ciemnie oczy, śniada skóra, chustka na głowie, ręce wyciągnięte w geście prośby o wsparcie. Wiek trudny do określenia. Rumunka. Było z nią dwoje dzieci. Jeden chłopiec mógł być w wieku mojego Pawła, drugi szkrab zupełny, jeszcze dobrze nie mówił, więc raczej nie przekroczył trzech lat. Nie prosili o pieniądze. Prosili o jedzenie. Dobry Boże... byli głodni. Na dworze temperatura nie przekraczała sześciu stopni, było pochmurno. Musieli długo tak stać, bo dzieci miały lodowate rączki. Przypomniały mi się pieczone przed piątą kotlety schabowe dla moich dzieci. Poszliśmy do sklepu. W mig napełnili koszyk jedzeniem. Nie sądzę, żeby wybierali jedynie niezbędne produkty, ale czy można mieć pretensje do dzieci, że pragną zjeść jakieś słodycze?
Często nie zdaję sobie sprawy, ile mam szczęścia w życiu. Marudzę, że czuję się samotna, bo mój szanowny mąż, pan profesor od wszelakiej fizyki zresztą, woli otaczać się nastolatkami w spódniczkach tak krótkich, że przy próbie pochylenia się widać im grube... jelito. A przecież moje dzieci nigdy nie były głodne. Chodzą do dobrej szkoły i na wszelkie słono płatne zajęcia dodatkowe, niezbędne w wyścigu szczurów, a mali synowie tamtej kobiety w tym czasie zajmowali się żebraniem. Mam nowy dom, który zapełniam antykami, a oni marzli głodni na dworze. Mam dobrą pracę, którą lubię, a tej pani pewnie nikt nie chciałyby zatrudnić ze strachu, że ona go okradnie. Jakie to jest niesprawiedliwe... Bieda degraduje człowieka. Ludzie uczą się bezradności. Tylko co winne są temu te dzieci? Czy gdyby zostali odłączeni od rodziców, w domu dziecka byłoby im lepiej?
Trudny jest ten świat i pełen nieszczęść. Jakby wokół krążyły demony smutku... Na ich tle można zobaczyć jaskrawo własne szczęście. Szkoda mi bardzo bezdomnych kotów. Ale ludzi też mi żal.
Ostatnio edytowano Pt lis 06, 2015 5:19 przez lilianaj, łącznie edytowano 1 raz

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Czw lis 05, 2015 23:05 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Znaczy , nastepnym razem , na wizytę u tego pacjenta pójdziesz odpowiednio zaopatrzona ?

barbarados

Avatar użytkownika
 
Posty: 31121
Od: Sob lip 21, 2012 18:01

Post » Pt lis 06, 2015 19:27 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Niby jestem zazwyczaj odpowiednio zaopatrzona i noszę w torebce kocie saszetki, ale do chorych grzecznie latam z walizeczką, której zawartość precyzyjnie określa odpowiednia ustawa, pomijając zupełnie konieczność ciągłego dźwigania tego ustrojstwa. A to co niezbędne, czyli kocie jedzenie, zostaje w aucie. Muszę zlekceważyć wspomnianą ustawę i fiknąć saszetkę w jakieś probówki albo kroplówki.

A prawda jest taka, że czuję się, jakby mnie ganiało wieko od trumny. Często bywam wśród przeróżnych rezerwuarów i wylęgarni wszelkich bakcyli, więc i nie dziwota, że się raczyłam poczęstować. Główka mi pęcznieje, jakby mnie ktoś energicznie szurnął cegłą w czółko. Taką wielką, ciężką i ręcznie robioną, z nierównościami. Trzeba zażyć jakieś uszczęśliwiacze, bo na jutro zaplanowałam wyprawę do schroniska, a potem do Łazienek. Muszę się więc koniecznie odnowić biologicznie. Może zrobię sobie herbatkę z rumem, albo grzane winko...
Cóż, przeziębienie jest rzeczą zgoła prozaiczną i niewartą uwagi, wobec faktu, że dotarła do mnie dziś radosna wiadomość: firma znajomego ma do oddania furgonetkę koców i kołder. Natychmiast przekazałam namiary na schronisko w Józefowie i zamiast powietrza nabrałam nadziei, że psom będzie cieplej w zimie.

Oprócz dobrej wiadomości dostałam też cztery wielkie świeże ryby: suma, szczupaka i dwa karpie. Do wypatroszenia i oskrobania. Gdy z nimi skończyłam cała kuchnia była upaprana rybim śluzem, a zlew zatkany łuskami. Muszę pokombinować z kretem, bo inaczej trzeba będzie odkręcać syfon. A wolałabym tego uniknąć, bo tam jest podłączony odpływ zmywarki, co czyni złożenie wszystkiego do kupy nieco skomplikowanym...
Jestem niezmiernie wdzięczna Panu Bogu, że nie uczynił mnie matką, żoną, kochanką, bądź córką rybaka, bo wtedy musiałabym ustawicznie skrobać te ryby. A to byłoby dla mnie mocno uciążliwe.
Ale kotom patroszenie ryb bynajmniej się podobało. Z prawdziwą przyjemnością przyglądały się, jak się męczę, grzebiąc w zabawnych rybich flakach. Aż się uśmiechały, łobuziaki, bo nie mogłam ich skutecznie pogonić, mając ręce usmarowane hm... różnościami. A bałam się, że sobie futra pobrudzą. W końcu Julek przyszedł za szkoły, zareagował na moje wrzaski, zabrał koty z kuchni i tym samym dla nich przedstawienie się skończyło.
A ryb starczy nam chyba do Bożego Narodzenia. W przyszłym roku.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Pt lis 06, 2015 21:10 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Hej :)
To bardzo miło z Twojej strony, że zrobiłaś zakupy biednej rodzinie. Choć czy oni naprawdę tacy biedni? Wykorzystują te dzieci i mają z tego nie raz niejeden grosz więcej od nas. Ale na pewno to radujące jak się widzi jak dzieci rzucają się na słodycze. To właśnie dzieciom poprawia humor :)
A nam? Nam grzane wino, lub herbatka z rumem :) A wczoraj odkryłam herbatę ze świeżym imbirem i miodem i cytryną - to było takie pyszne, że wypiłam 3 kubki jeden po drugim :)
Miłego spacerku jutro. Te wiewiórki to chyba już grube jak pączki, bo tam chyba nie można przejść przez park z pustymi rękami :)
Tak, to prawda, że mamy szczęście w życiu. Siedzimy sobie w ciepłym ładnym domku, ja np przy kominku, nasze koty tak najedzone że aż wybrzydzają - przynajmniej moje. To straszne ile jedzenia, dobre go jedzenia mi się marnuje tylko dlatego, że nasze koty prawie nie mają humory na taki posiłek. A biedne bezpańskie koty zjadłyby to z pocałowaniem ręki nie pytając nawet co to - grunt że smaczne i świeże.
18 kg kota nie jestem w stanie sobie wyobrazić ;p Mój rekord to było 9 kg kota nierasowego, małego tak grubego, że ledwo mu łapki z ciałka wystawały a jadł dalej ;) Ale Mco to duży kot więc 18 to dla niego odpowiednia pewnie waga :) Ciekawe ile taki je... pewnie jak pies ;p
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom


[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 73 gości