Mnie deczko znów więcej jest. Bezczynność.Córce nie brakuje innych atutów. O górnych mówię.

Nie we wszystko wlezie ale stara się usilnie.
Mam dziś kiepski poranek. Czarnowickie sny i myśli kłębiły się.
Rano deczko chatę omiotłam przy usilnej pomocy kotów. Jak anemik poruszam się zastanawiając nad każdym krokiem i czynem. Wariactwo.Kucanie to wyczyn cyrkowy. Podniesienie czy szurniecie mebla odpada. Kaleka. Nawet mi się nie chce myć, wdziać łaszki ... Ot, abnegackie bóstwo

co dulczy w fotelu. I nosem pociąga. Nie, nie z rozpaczy.

Coś mi akcją strażacka cuchnie.

Zaraz się wezmę za niuchowe śledztwo gdzie capi.
Janusz po nocy śpi. Koty szczęśliwe.Choć on bardzo się kopie i obraca, to i tak dzielnie jest oblegany.
Zupka " ugotowana ". Znaczy się kolędowy żurek. Czyli z torebki. Kiełbasa prawdziwa. Nie mieli w proszku.
Karmiąc dziś dzieciaki zauważyłam, jak bardzo eMki urosły. Bardzo. Oświecenie poranne dopadło mnie. Maczek to już perkusista całym ogonem. Macieja też kawał baby. O Maczunia nikt nie pyta a to taki fajny kot.
Macieja też kapitalna.Straszny przytulak z niej. Tylko ja cyckaj i całuj.
Bezunia podwoiła swą wagę i miziactwo. U niej też cisza. Jest jak prawdziwa beza mięciusia i taka do schrupania. Tak się oboje cieszymy, że żyje. Rokowania, wedle wetki, marne były.
Bateria siada