Późno zaglądam.
Dzień już mija. Po wizycie w zusie, lekkich ale " kosztownych " zakupach (gdzie Paniezzalady autentycznie cieszyły się na mój widok) obiedzie...padłam z mega bólem głowy.
Zwolnienie mam zadadne. Trafiłam na starszego pana, emerytowanego chirurga onkologa, i nie musiałam niczego wyjaśniać. To on jeszcze wiele spraw mi wytłumaczył i uspokoił.
Moje ciśnienie go przeraziło deczko. Wyjaśniłem, że to nerwowo- gabinetowo- zusowskie jest.
Pan znał nazwiska lekarzy i konsultantów widniejących na wpisach więc i tu łatwiej mi też było.
Najgorsze jest to, że zus wcześniej ogląda me kolejne badania niż lekarz prowadzący. A do niego ni jak przed terminem dostać się nie mogę.
Oczywiście, poskarżyłam się na to, że wsio prywatnie robię bo czekając na funduszowe terminy jeszcze bym pierwszego badania nie wykonała.
Więc legalnie siedzę dalej na zwolnieniu. Tyle i aż tyle.
Co do Pańzzalady. Jako nieliczne zauważyły , że nie bywam w sklepie,ciągle pytając Janusza o mnie. Dziś jakby królowa zagościła.Uśmiechy, pogaduszki i żarty. Znaczy się ja. Kolejka ze zdziwkiem zerkała.Mięsko przyniesiono z zaplecza.Pytano czy zmielić dwa razy. Sałatkę nałożono z nowego pudła. Pytano , machajac plastrami wędlin, czy grubość odpowiednia. Nerki kotom też zapakowano najświeższe.Tak twierdzą
Jak zwykle wpychajac nam więcej

ale to tradycja w tym wypadku. I przedmiot ciągłych żartów. Wiedzą, że karmię koty i czasem spotykałam je w swej wędrówce kateringowej. Często padało " pani Asiu, dziś przywioza świeże nereczki, odłożyć? ".
Ale też i były chwilki w sklepie gdy proszono nas by kupić nerki bo weekend jest i szkoda. Zawsze się daliśmy urobić.
Janusz śpi. Koty zaraz też ułoże do spania.
Martwię się o Wojtka. Chyba zeby mu się odezwały. Dziwnie trzepie głową i czasem ślini się.Wet go czeka.
Jestem zmęczona.
I wypluta.
Za dużo nerwów mnie to kosztuje.