Pawła akurat nie mogłam obfocić, bo był na karate, a jak wrócił, to umył się i poszedł spać. Sensei Pawła jest wymagający, więc po treningu odbiera się dziecko mokre oraz bordowe na twarzy. No i dobrze.
Zapisałam się niedawno na kurs otwarty na SGGW z zoopsychologii.
https://www.uo.sggw.pl/pl/oferta-kursow ... ychologia/Może ktoś jeszcze miałby ochotę?
Mam w domu straż przyboczną. Chodzi krok w krok za mną i miauczy. Z początku myślałam, że chodzi o jedzenie. Teraz myślę, że próbuje podzielić się ze mną wrażeniami, bo nad pełną miską też miauczy. Florcia oczywiście.
Słucham czasem w radio audycji wet Doroty Sumińskiej o zwierzętach. I ona twierdzi, że to, co kot będzie jadł zależy wyłącznie od właściciela. Bo jeśli kot będzie głodny, to zje to, co łaskawie dostanie. Częściowo się z tym zgadzam, bo to pozornie proste rozwiązanie. Nie uwzględnia jednak pewnego ważnego w żywieniu aspektu: mianowicie preferencji kota. Oczywiście jestem w stanie samodzielnie przyrządzać w domu zdrowe kocie jedzenie, bo to nie problem. Tylko co z tego, że ja ugotuję na przykład kurczaka, nawet grzebiącego, skoro towarzystwo to powącha, poliże i sobie pójdzie. A jak będzie mocno głodne, to poprosi o coś innego. Szanse na to, że nieprzyzwyczajony od kocięctwa do gotowanego kot, nagle zacznie przepadać za takim jedzeniem nie są ogromne... W sumie i tak miałam ułatwione zadanie, bo razem z kociakiem dostawałam w załączniku listę karm, które maluch dostawał w hodowli. I było to jedzenie wyłącznie puszkowe i suche.
Moje futrzęta jedzą karmy wysokomięsne i to nie wszystkie, tylko takie, które im smakują. Podoba mi się zarówno skład, jak i cena na przykład Bozity. Ale moje koty zwyczajnie nie chcą tego jeść. Nie mam odwagi empirycznie sprawdzać teorii, że nikt o zdrowych zmysłach sam jeszcze się na śmierć nie zagłodził. Karmy typu Gourmet, czy Feliks odpadają od razu w przedbiegach. Kiedyś kupiłam tego towaru sporo dla pani, która karmi koty wolnożyjące. Przez przypadek, kiedy byłam poza domem, moje własne koty otrzymały po misce tej karmy. I podobno zjadły ze smakiem. A wkrótce potem w te pędy udaliśmy się do weta leczyć biegunkę. Wszystkie dostały takiej sr., że leczyliśmy się przez pięć dni. I wyszło kilka razy drożej, niż karmy z najwyższej półki.
Więc nic nie zmieniam, tylko daje im jedzenie, do którego są przyzwyczajone. Problem polega na tym, ze od czasu do czasu takie, czy inne puszki im się nudzą i wtedy muszę kombinować. Na szczęście Almo Natur i Cosma mają wiele różnych smaków, a Orijen można spokojnie zastąpić Acaną, albo Canaganem.