» Sob wrz 19, 2015 9:30
Re: Tymczasowe Niekochane VII
Jesteśmy razem 8 lat. Osoby zgromadzone wokół kotów z katowickiego Schroniska i ja. Koty nadal śpią w koszyku, który dostałam od Was podczas parapetówki. Wiem, że w takiej gromadzie ludzi i przez tak długi czas rodzą się sympatie i antypatie, pojawiają się kwestie sporne, ludzie przychodzą i odchodzą. I z pełną świadomością tego wszystkiego chcę napisać o czymś, na co - moim zdaniem - warto zwracać uwagę, a w ferworze idei pomagania kocim podopiecznym, łatwo można o tym zapomnieć.
Osiem lat temu trafiła do Kociokwika Gusia, a chwilę po niej pierwszy tymczas. Później była tymczasowa Nusia, która została rezydentką, jeszcze później Kociokwik był agendą Niekochanych na dalekiej północy i tak jakoś poszło. Tymczasowałam, by po pewnym czasie, z różnych powodów, zaprzestać zapraszania tymczasów do domu. Pierwszy tymczas po przerwie pojawił się w Kociokwiku w ubiegłym roku jesienią, w tym roku były z nami Tymon, Sawa i Tygrys ze Szczotkiem.
Uważam się z dobry dom tymczasowy. Realnie oceniam swoje możliwości i choć wiem, że nie jestem idealnym domem tymczasowym, bo tymczasując wymagam wsparcia finansowego/rzeczowego w postaci jedzenia i ewentualnego pokrycia kosztów leczenia tymczasa, mam świadomość tego na co mnie stać mentalnie i czasowo.
Mam cztery koty i psa. Mam własne życie wypełnione pracą i różnymi pasjami. Pomagam tak umiem, jak chcę i jak daję radę. Nie jeżdżę do schroniska, bo nie umiem tam być. Owszem, zdaję sobie sprawę, że ktoś może uznać taka postawę za unikanie problemu, czy nawet tchórzostwo. Ale daję z siebie tyle ile mogę - biorę tymczasy.
Mentalnie i czasowo stać mnie na jednego tymczasa jednorazowo. Szczególnie jeśli to tymczas niesamodzielny żywieniowo, malutki, czy chory. Wówczas wiem, że jestem w stanie dać mu czas i miłość, mogę go obserwować, socjalizować, szukać domu, któremu będę umiała powiedzieć coś o charakterze kociaka. Owszem, w sytuacji awaryjnej mogę zaprosić do domu 2 koty, tak jak zrobiłam to z Synami Anarchii. Ale to była sytuacja bardzo awaryjna, a chłopaki w zasadzie potrzebowali mnie tylko do napełniania miski z jedzeniem i czasami do głaskania; byli niemalże bezobsługowi.
Jestem odpowiedzialnym domem tymczasowym. Kotka tymczasowa, która okazała się mieć cukrzycę, a tym samym spadła w hierarchii kotów do adopcji, stała się oficjalnie rezydentką i kolejne dwa lata z insuliną żyła jak każdy inny z kotów Kociokwika. Nie chciałam obciążać Fundacji kosztami utrzymania i leczenia Duszki. Odeszła jako moja ukochana kotka, a nie jako kotka kochana, ale wciąż tymczasowa. Może to tylko żonglowanie słowami, ale myślę, że za tymi słowami w naturalny sposób stoją emocje, które ludzie i koty odczuwają.
Moja odpowiedzialność to także stawianie na pierwszym miejscu moich zwierząt. Wybaczcie, ale wiem, że nie uratuję wszystkich kotów i psów świata. I dlatego chcę, aby te, które już uratowałam, żyły jak najpełniej i miały mnie dla siebie. Dlatego też wiem, że jeden tymczas jednorazowo pozostaje w moich możliwościach i nie zaburzy w znaczący sposób funkcjonowania i relacji panujących w Kociokwiku.
Po co o tym wszystkim piszę? Bo ostatnio przydarzyło się coś, co odczułam jako dyskomfort i co może prowadzić do tzw. zarzynania domów tymczasowych. Ku refleksji i rozwadze, choć zdaję sobie sprawę, że temat łatwy nie jest.
Raz w roku wyjeżdżam na urlop. Wyczekany, wymarzony i z pełnym relaksem. Tylko kilka dni i tylko raz w roku, bo o ile mogę zabrać ze sobą psa, to kotów już nie (gabaryty pojazdu nie pozwalają) i muszę zadbać o to, by ktoś z nimi zamieszkał i był z nimi cały czas. Dzień przed tegoroczny wyjazdem wyadoptowałyśmy do starannie wybranego z pośród kilku, cudnego domu Synów Anarchii, więc z ulgą i zadowoleniem wyjechałam.
W trakcie mojego wymarzonego, wyczekanego i pełnego relaksu urlopu dostałam pytanie o to kiedy wracam, bo czekają na mnie potencjalne tymczasy. Dwa. Nie muszę dodawać, że relaks szlag trafił? Małe, kiepsko jedzące wlazły mi do głowy i nie chciały już jej opuścić. Owszem wiem, że to dowód na egoizm tak sobie utyskiwać z powodu utraconego poczucia wypoczynku, podczas gdy koty w schronisku umierają. Ale powtórzę to, o czym pisałam nieco wcześniej - każdy pomaga tak jak może i jak daje radę. Ja pomagam biorąc tymczasy (jednego jednorazowo), ale żeby mieć siłę do życia i cierpliwość do zajmowania się wszystkim, czym trzeba się w życiu zajmować, choć raz w roku muszę przez kilka dni naładować akumulatory. Tak właśnie, podczas urlopu pełnego relaksu.
Gdy wróciłam okazało się, że koty nadal kiepsko jedzą, zaczynają mieć problemy gastryczne, a w ogóle to są trzy, z czego trzeci z chorymi oczami. Ale to chyba nie problem?
Owszem, to jest problem. I nie chodzi tu o dwa lub trzy tymczasy, tylko o presję. Wiem, że osobom bywającym w schronisku jest trudniej - widzą umierające kociaki i wiedzą, że ich jedyną szansą są domy tymczasowe. Ale zarzynanie domów tymczasowych regularnie współpracujących z Niekochanymi, to nie jest dobre rozwiązanie. Nie wiem ilu jest kocich wolontariuszy w Fundacji (swoją drogą, nie jestem wolontariuszką, a jedynie z Fundacją sympatyzuję), ale gdyby każdy w sezonie zdecydował się wziąć po 2-3 tymczasy, którym znajdzie dom, to może byłoby łatwiej niż dawać jedynemu domowi cały miot i cieszyć się, że ktoś zasługuje na miano siłaczki, bo wziął 5-6 kociąt? One "spadły" z ewidencji i ich biegunki, nocne popiskiwania, apetyt i jego brak, ewentualne choroby i humory są już na głowie domu tymczasowego.
Sadzę, że to kwestia, którą powinniśmy przemyśleć. Nie oburzać się na to, co napisałam, ale zastanowić nad wyciągnięciem z tego pozytywnych wniosków. Szanujmy się wzajemnie - każdy z nas (piszę to kolejny raz) pomaga tak jak go na to stać, jak umie, jak potrafi, jak może. Każdy z nas jest ważny w tym pomaganiu, stanowimy elementy mające spowodować, by kotom trafiającym do schroniska odmienić na lepsze los. Ale róbmy to wszystko z głową. Pomyślmy wspólnie jak pozyskać więcej domów tymczasowych, jak przekonać ludzi, że taka forma pomagania jest dobra.
P.S. Tak jak zadeklarowałam - 26 września, o ile nie uznacie, że któraś schroniskowa bida, potrzebuje tymczasu bardziej, wezmę te trzy kocięta. Mam nadzieję, że do tej pory zaczną samodzielnie jeść. Mogą u mnie zostać do 20 października.