Ech, zdolna, jak tak trzeba..
Łazienka skończona. Wygląda o niebo lepiej, czysto.
Barek też idzie ku dobremu, ale musiałam pojechać do sklepu po drugie wiadro masy szpachlowej, bo poziomy są na tyle nierówne, że w życiu 5 kg by nie starczyło. I się zaczęło

Wybrałam autokar, by podjechać parę kilometrów do Jabłonnej, stamtąd komunikacją miejską, bo we wtorek była akurat darmowa, a każdy grosz się liczy. W jedna stronę JAKOŚ poszło. Jeden autokar przyjechał 7 minut wcześniej, w związku z czym widziałam tylko tłusty zad wjeżdżający po wiadukcie. Ok, za za 20 minut był następny. Za to powrót okazał się koszmarem. Czekałam ponad 1,5 godziny na autokar, który nie przyjechał. Po pół godzinie opóźnienia, zaczęłam się rozglądać za jakimś ratunkiem, za dojazdem do pociągu i w tym momencie nadjechał PKS... Kolejny, ostatni tego dnia, miał być za 70 minut (jeśli by przyjechał)... na drodze, w lesie, pomiędzy jakimiś polami, ciemno jak w D... !@#$%^& Znikąd pomocy. Pozostało tylko wyć i ryczeć. Szybkie zakupy zamieniły się w 24h wypad, bo mimo, że od domu dzieliło mnie 20 minut jazdy, to musiałam wracać 1,5 godziny do Warszawy, do Babci. Oczywiście przemarzłam tak, że do dziś się trzęsę, płuca mi zaraz wypadną, a łeb eksploduje. Jedyna dobra rzecz, to że przywiozłam sobie drabinę. Czyli wiozłam na sobie dodatkowe obciążenie równoznaczne 1/4 masy mojego ciała. Wszystko super, jednym palcem nawet mogę ruszać, tzn mogę dziś dalej kłaść gładzie

Nie wiem czy wspominałam, nienawidzę tej pieprz#$%^&* wsi, cholerne miasto na krańcu świata
