Wczoraj przyszla do nas kumpelka Mopika (persica zwana przez nas "Szczota", bo wyglada troszke jak szczotka klozetowa, taka napuszona, a ze nasz to Mop(ik) to zostala Szczotą, choc formalnie to Gacek) - przylazi przez balkon - i oba siedzialy potem pod lozkiem, lypiac na siebie z dystansu pol metra, a nawet przez chwilke sie noskami zetknely. Potem Szczote chcialem oddac sasiadom, wiec probowalem wziac ja na rece, co jej sie BARDZO nie spodobalo. Fuczenie, wrzask a nawet proby podrapania - ale co taki max. 3 kg kurdupelek krotkopyski moze zrobic rekom zahartowanym przez szpony i kly Mopika? Jedna drobna ryska - smiechu warte

. Najlepsza z tego byla reakcja Mopika, ktory slyszac wrzask Szczoty na przemian fuczal i bardzo rozplaczliwie plakal (doslownie, cieniutki zawodzący placz-lament, jeszcze go nie slyszalem w takim wcieleniu). Nie wiem tylko czy uzalal sie nad jej krzywda, czy moja...
A propos Mopika i jego logiki. Z apetytem nadal nie jest tak jak byc powinno, ale chociaz mieso sam wcina bez zachety. A wczesniej mial dwa-trzy dni, ze jedzenia miesa wygladalo tak.
1. Ojejej, mieso kroja!!! - pelen entuzjam i oczekiwanie.
2, Mieso na talerzyk i podstawione pod paszcze - Mopik wacha i "MEH, BLEH!" - odwraca sie i idzie, najczesciej na balkon
3. Biore talerzy z mesem i ide za Mopikiem, biore kawalek na palec i podsuwam mu pod nos. "No zobacz, jakie pyszne miesko".
4. "Mmm... faktycznie apetycznie pachnie" - mowi Mopik i zjada ten kawalek. Potem nastepny, nastepny, dwa nastepne, potem nabieram na dlon kilka - Mopik zjada lapczywie, jeden spada mu na podloge (balkonu) wiec nachyla sie i zlizuje go i zjada.
5. Podsuwam talerzy - "no nie wiem..." waha sie Mopik.
6. Wywalam wiec reszte miesa z czystego talerzyka na chyba troche mniej czysta podloge balkonu.
7. "Mmmm... pychota!" - mowi Mopik i zzera wszystko, wylizujac przy okazji kawalek podlogi.
Nie ogarniam.
PS. W piatek mielismy wizyte serwisanta, bo padla nam pralka (grzalka w niej). Zatem w czwartek moja malzonka z moja pomoca pucowala lazienke (gdzie stoi pralka) do polysku, a czuc tam bylo juz tylko roze i jasmin itd. Godzine przez wizyta serwisanta Mopik leje w lazience i to jakos wyjatkowo cuchnaco - ale nie do kuwety, tylko pod pralke. A co! Mimo intensywnej akcji ratunkowej jednak nieco bylo potem kotem czuc. Ale serwisant tylko sie usmiechnal "tez mam kota, wiem jak jest".