» Pon sie 24, 2015 13:20
Re: Nadbużańskie koty
Domek okazał się w porządku, ale jednak nie chce moich słodziaczków. Nie oddzwonili. Chyba gdzieś indziej wybrali sobie maluszki.
Week end był wyczerpujący psychicznie. Począwszy od pani, która powiedziała, że koty żyją u niej długo, bo aż trzy lata, po panią, która chce kocurka, bo sterylizacja kotki to za duży kłopot i wydatek. Ciekawe gdy kocurek zachorowałby. Leczenie to też za duży wydatek?
Wciąż walczymy z calici i końca nie widać. Gdy komuś się poprawia, to inny zaczyna walczyć z wirusem. Czy my z tego wyjdziemy? Beta glukan dostają już prawie wszyscy.
Nie mogę przez to sterylizować wolnożyjących, bo narażę je na calici.
Zdrowe są tylko moje białaczki i fivek, bo nie mają z resztą kontaktu. A ja staram się wirusa do nich nie przynieść. Bo o ile Tania i Jasio szczepieni zimą, to Staś jeszcze nie, bo teraz będziemy ustalać przyczynę jego brzydkich qpali. Odrobaczany był, więc to może inne draństwo. Dlatego zbierzemy próbkę do laboratorium.
Moje bezzębniaczki czują się doskonale. Powiedziałbym, że odżyły po zabiegach. Brygida już następnego dnia bawiła się jak małe kociątko. Tania już tak bardzo nie ucieka przed małoletnim Stasiem. Może ją po prostu bolało i dlatego tak na niego reagowała, gdy ją zaczepiał.
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop