O tym, że Ch*wa Pani Domu to moje drugie imię, wiem od dawna i wiedzą wszyscy, co do mnie zaglądają...
Ale wczoraj i dzisiaj osiągnęłam szczyty inwencji
tfurczej 
Wrzuciłam wczoraj szybkie pranie, takie 20 min., bardziej żeby przepłukać ciuchy, które się przy tej pogodzie przepacają w 15 minut.
Powiesiłam i git, zaraz będzie suche.
Tuż przed wyjściem po Marę (Zuza już podjeżdżała

) chciałam coś z tego świeżego wrzucić na tyłek, ale skonstatowałam, że pochrzaniły mi się drążki suszące i powiesiłam wszystko na uszkodzonym (nic dziwnego, że był pusty

), w związku z czym wszystko się elegancko spierdzieliło do wanny.
Łomotu nie słyszałam, gdyż albowiem we wannie właśnie namaczały się kuwety, więc zapewne był tylko głośniejszy plusk
Kuwety niby solidnie spłukane, niemniej po coś tam się namaczały
Zero czasu na reakcję, więc wrzuciłam na się jedyną bluzkę, której się udało zawisnąć na brzegu wanny nie wpadając do kuwety, tudzież jedyną spódnicę, która
umkła była praniu. W tym momencie błogosławiłam swój pieprznik, gdyż gdyby nie
umkła, to musiałabym się w ten skwarek w dżinsy wbijać
Po powrocie stwierdziłam, że skoro to już się wszystko moczy od 1,5h, to niech się moczy do rana - ani nastroju, ani chęci nie miałam do interwencji wannowej, a rozmiar nieszczęścia tylko mnie dobijał
Rano odkryłam, że skończył się płyn do prania - no tak, miałam kupić, ale tak wyszło, że wyszło...
Aaaa... nieee, jeszcze coś się tu da spłynąć z flaszki

Super, to spływamy
Wszystko spłynęło, odpaliłam nieszczęsne pranie ponownie po czym popaczyłam jeszcze raz na flaszkę po płynie...
Do zmywarki był
Okazuje się, że da się pranie wyprać w płynie do zmywania z nabłyszczaczem...
Tylko pachnie jakoś dziwnie
A najgorsze, że to wszystko na całkiem
czeźwo 