Ja dziś usiadłam wtedy gdy jadłam. Opis czynności przy takiej ilości zwierząt nie oddaje stanu faktycznego. Wydaje się, że nakarmić i ogarnąć kuwety. I to wszystko. Ale nie ma tak dobrze. Samo karmienie to zagmatwana historia. Brygida nie lubi jeść z innymi, dostaje oddzielnie. Roman ma ogromny problem z uzębieniem, jemu trzeba drobno siekać i dać w takim miejscu, żeby inni mu tej siekaniny nie wciągnęli. Klarcia je z partyzanta i w ukryciu, bo jest dzikawa, muszę jej podkładać do jej miejsc. Boguś ostatnio nic nie lubi. Otworzyłam mu tuńczyka. Liznął i płacze, że głodny. Zabrałam, dałam kotkom posterylkowym. Boguś dostał saszetkę rossmannową. Ostatnio lubił. Dziś nie. Patrzy i płacze, że głodny. Fajnie. Kacper próbuje podjeść maluchom karmę dla kociąt. Dostaje w kuchni, żeby nie podkradał maluchom. Brygida w kuchni nie jada, bo tyłka nie rusza cały dzień z tarasu. Trzeba jej zanieść na dwór. Coś tam podje z łaską. Stoję i pilnuję, bo trzeba zabrać, bo zaraz się muchy zlecą. No i ten upał. Jedzenie nie poleży w misce, bo zaraz się dziwnie spocone i niewyględne robi. Stefa wciąż wskakuje na blat i wykrada z deski podczas krojenia. Lądowała na podłodze ze trzydzieści razy, po sekundzie znów była na blacie. To tylko wycinek z rozrywki.
I tak od rana do nocy. Fajnie byłoby zawołać kicikici, żeby się kotki zbiegły, zgodnie zjadły i radośnie rozeszły. Ale tak nie ma. Samo karmienie to czynność wymagająca dużej logistyki, planowania i masy czasu. A przecież koty lubią jeść kilka razy dziennie.
Historii z kuwetą nie będę opisywać. Ale małe zołzy nie mają litości. Ponadto jeden uparciuch kuwetę zrobił sobie z wanny. A ktoś zrobił za kuwetą.
W międzyczasie mały biały wlazł na drapak sufitowy. Nie wiem jak, ale wlazł. Zdejmowałam w panice. Brygida gdzieś się schowała. Poszukiwania trwały z pół godziny. Ktoś rozlał mleko z miski. Ktoś ściągnął kocyk z posłania, ktoś oberwał firankę. Ktoś gonił muchę i pozwalał naczynia. Ktoś wlazł do wanny, zrobił kupę i poszedł sobie zostawiając ślady łap w mokrej wannie.
Dlatego na mycie pycholi nie starcza mi czasu ani sił. Chyba, ze teraz w nocy. Ale sił już nie mam.
Są najedzeni, napici, kuwety ogarnięte, uszy wyczyszczone, miski pomyte, maluchy śpią w klatce. A ja zaległam i już nie wstanę choćby się paliło i waliło. Obok mnie leży Stasio i Jasio.
Zrozumieć to może tylko ktoś kto tymczasuje, ktoś kto ma dużo kotów, bo tego trzeba doświadczyć.
Każdy ma prawo do swojej opinii, tylko że czasem jest zupełnie inaczej niż nam się wydaje.
Nie wiem czy teraz obraz sytuacji jest czytelniejszy. Im mniej zwierząt, tym każdy jest bardziej zadbany. Nigdy nie miałam ich tak dużo jak teraz. Nie planowałam tego i zamierzam powrócić do stanu pierwotnego. Nie chcę, żeby rezydenci tracili z powodu tymczasów, a tak się dzieje, bo mam dla nich mniej czasu.
Wszystkie ciocie kibicujące maluszkom zapraszamy do nas, dlatego zaglądaj do nas.
Zrobiłam dziś trochę zdjęć, ale już nie mam sił na przeglądnie i wybieranie. Na razie jedno wrzucę.
A jednak muszę się zwlec z wyrka. Rezydenci wciąż na tarasie. Nie zamierzają nocować w domu. Muszę ich uprzejmie zagonić do środka. Nie chcę ich zostawiać na noc na tarasie bez kontroli.
