skarby ze strychu - dalsze okolice Warszawy

Koty i kotki do adopcji

Moderatorzy: Estraven, LimLim, Moderatorzy

Post » Pon sie 10, 2015 12:59 Re: skarby ze strychu - dalsze okolice Warszawy

No tak,jak sie ma trzy kotki to oczka zawsze pieknie wygladaja.
Wybacz,ale cos nie na miejscu takie stwierdzenie.

lolav

 
Posty: 255
Od: Pon lut 06, 2012 13:25
Lokalizacja: Francja

Post » Pon sie 10, 2015 17:59 Re: skarby ze strychu - dalsze okolice Warszawy

Ewa, ja też słyszałam że z rudymi trzeba bardziej uważać, np przy narkozie. Nie wiem czy to prawda czy mity. Ja mam w domu rudego Kacperka i Florcię. Obydwoje mieli zabiegi, Florcia teraz w lipcu. Obydwoje ładnie narkozę przeszli. Będę pamiętała o tych szwach, tym bardziej, że wstępnie umówiłam się z państwem, że kotka będzie sterylizowana u moich wetów.

jasia.stargard2, chciałabym żeby moim problemem było który z maluszków ma czystszą mordkę. Jednak rozumiem, że nie znasz mojej sytuacji, stąd Twoja uwaga. Ze zdjęć wynika,że masz trzy koty. Ja nieco więcej. Mam moje 3 koty białaczkowe, które żyją sobie na piętrze domu, nie mając kontaktu z kotami z parteru. Na parterze mieszka sobie 9 kotów rezydentów. W czerwcu dołączyła błąkająca się tymczaska Stefa, a teraz latem (w chwili obecnej) 7 maluszków i ich dwie mamy, które siedzą w klatce posterylkowej i czekają już na dniach na zdjęcie szwów. Biorąc pod uwagę samych rezydentów - jest ok. Dom duży, każdy ma dla siebie miejsce. Z chwilą przybycia maluchów sytuacja stała się odrobinę nieciekawa. Dla ułatwienia podsumuję: 23 koty.
Mamy maluszków niedługo pojadą sobie na wieś. (mam nadzieję, bo los jednej z nich jest pod znakiem zapytania - nie chcą jej tam)
Wyobraź sobie ile pracy i czasu wymaga obsługa takiej gromady. Szykowanie posiłków, organizowanie jedzenia (nie wszystko przychodzi kurierem, np. mięso) i niekończące się sprzątanie kuwet. Powinnam przykleić sobie łopatkę do ręki i pełnić wartę honorową przy kuwetach. Żwirek porozsypywany wszędzie, wieczne sprzątanie. W międzyczasie ktoś wyleje mleko, zwymiotuje, załatwi się za kuwetą. 5 maluszków codziennie ma czyszczone uszy z powodu świerzbowca.
Do tego mam rezydentów seniorów z problemami dziąsłowo-zębowymi. Im trzeba drobniutko siekać jedzenie. To wydłuża czas przygotowywania.
Na dokładkę są u mnie psy - bezpańskie przybłędy, które przygarnęliśmy. Liczba dwucyferkowa. Nikt kto nie miał takiej ilości psów nie jest w stanie zrozumieć ile czasu wymaga np. wymiana wody w miskach. Poznoszenie misek, wyszorowanie, bo w ten upał zaraz pojawia się jakieś paskudztwo zielone w środku, nalanie zimnej wody i ponowne rozniesienie misek. Później czynność karmienia. Przygotowanie, nałożenie, rozniesienie, przypilnowanie i pozbieranie pustych misek, następnie umycie ich, bo zaraz muchy obsiadają.
Dlatego uwierz mi, że mimo,że nieraz mam chęć im mordki wacikiem wyczyścić, to odkładam to zawsze na później. Ja samej siebie nie przeskoczę. Robię co mogę. A nawet więcej.
Dodam, że pracuję zawodowo na pełen etat i mam poważny kurs doskonalenia zawodowego, który wymaga masy nauki. Nauka oczywiście zaniedbana od czasu przybycia maluchów.
Dlatego bardzo dziękuję za kibicowanie maluszkom, a uwagę o czystych mordkach złożę na karb niewiedzy.
Białe maluszki to jeszcze dzidziusie, powinny być przy mamie, która by je doczyszczała po każdym posiłku. Ja siebie nie przeskoczę, nie ogarnę wszystkiego i tak na nic nie mam czasu. Ale wszystkie chętne ciocie do wycierania mordek chętnie zaproszę. Obowiązków znajdzie się jeszcze na kilka par rąk.
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Pon sie 10, 2015 18:10 Re: skarby ze strychu - dalsze okolice Warszawy

Marta, kłopoty były tylko z rudymi kotkami, nie z kocurami.Tym nic nigdy nie było.Susie, która jest u Rakei jest też uczulona na neomycynę.Ruda kotka znajomej musiała mieć wyciągane nici.Warto o tym powiedzieć, bo ja byłam niedoświadczona i moja Gucia omal nie umarła po sterylce.
Kotki masz cudne :1luvu: Kilka jest młodszych niż moje bejbusie, te białe to klony mojego Tolusia.Ja akurat wiem, ile pracy wymagają kociaki.Moje miały biegunki, wszystko było dokładnie wysmarowane, one też brudne, to był koszmar.Nie załatwiały się do kuwety.Zanim nie nauczyły się porządnie jeść ( myślę, że od dorosłych kotów) to właziły do misek, roznosiły wszystko na łapkach.Teraz żyję w luksusie :wink: , o ile można z dziesięcioma kotami na małej powierzchni.
A kocie mamy są dzikawe?
Nowy bazarek viewtopic.php?f=20&t=217527 Zapraszam

ewar

 
Posty: 56131
Od: Wto lis 06, 2007 20:17
Lokalizacja: Stalowa Wola

Post » Pon sie 10, 2015 19:13 Re: skarby ze strychu - dalsze okolice Warszawy

Białaski ciągle są upaciane, bo główki im się trzęsą przy jedzeniu i to właśnie ta dwójka ma ogromny syndrom głodu. To powoduje, że rzucają się łapczywie na jedzenie. W dodatku pewnie z tego powodu, tej łapczywości i ich wieku, miewają biegunki. Wtedy i zadki brudne. Tylko z nimi są takie jeszcze problemy. Starszaki świetnie sobie radzą już same.
Z mamami rudasków i buraska to skomplikowana historia. To matka i córka. Nie wiem dlaczego ich opiekunka przestała tolerować starszą białą kotkę, a uwielbia tą buro-tricolorową. Powiedziała, że daje jeść w ukryciu młodszej kotce, żeby starsza nie widziała, cytuję: ,,bo jej zeżre". Gdy je zabrałam na sterylkę to na odchodnym powiedziała mi, że tej białej to już nie muszę jej przywozić.
Problem w tym, że po pierwsze spowodowałoby to, że miałabym kolejnego kota do tymczasowania. A po drugie, te kotki bardzo są z sobą związane. Jak zawiozę tylko jedną na tą wieś, to wydaje mi się, że jakiś czas przecierpią rozstanie. Będą za sobą tęskniły. Przez wiele dni robiłam im zastrzyki, najpierw na wyciszenie laktacji, później po zabiegu. Zawsze po zastrzykach lizały sobie mordki, pocieszały się. Są bardzo łagodne, o czym świadczy fakt, że sama im robiłam zastrzyki, bez zawijania w ręcznik. To nieśmiałe, grzeczne, przemiłe kotki.
W sumie jutro mogłabym już im szwy wyciągnąć i wywieźć. I nie wiem co mam zrobić. Ta kobieta, gdy jej w sobotę zawieźliśmy budę dla psów, to znów dopytywała jak jej kotka po zabiegu się czuje, bo się martwi o nią. Powiedziałam jej, że: ,,druga kotka też przecież jest pani". Ona na to: ,,no tak, no tak". Ale przywozić już jej nie muszę. Powiedziałam, że te kotki bardzo się kochają i szkoda byłoby je rozdzielać. Słuchała i odparła, że ona nie jest w stanie dwóch wykarmić. (pomijając fakt, że tej starszej nie lubi). W końcu, stwierdziła, że w takim razie niech dwie wrócą.
Mam dosyć takich sytuacji, bo jest to dla mnie bardzo trudne. Nie wiem co zrobić, żeby było dobrze. Rozdzielić i wyadoptować jedną? Czy zawieźć obydwie i czasem podrzucać kobiecie karmę dla nich?
Nie wiem. Na prawdę nie wiem co mam zrobić.
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Pon sie 10, 2015 19:53 Re: skarby ze strychu - dalsze okolice Warszawy

To masz orzech ciężki do zgryzienia. Współczuję.
Kobieta wie chyba jak te kotki się kochają? Może jej na ludzkim przykładzie uświadomić ich cierpienie po rozstaniu.
Masz też jak widzę mnogo roboty. Wiem jak to jest gdy obróbka stada czas zabiera. Odkładam również sprawy mało ważne. Czesto dla dobra kota. Wolę z nimi posiedzieć, socjalizowac niż straszyć grzebaniem przy mordkach np.
Mamy w tej chwili tylko 6 maluszków ( nie wspomnę o naszych i dorosłych tymczasach) . Tajfun w domu. Plaża i powodzie. Ciągle karmienie, mycie, sprzątanie...
Życzę powodzenia i kciuki za domki trzymam!
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 56008
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 12 >>

Post » Pon sie 10, 2015 22:34 Re: skarby ze strychu - dalsze okolice Warszawy

Byłam dziś u lekarza w Warszawie, na co poszło mi kilka bezcennych godzin. Dlatego dopiero teraz, o 23 ciej uwinęłam się z kilkugodzinnym obrządkiem. Zadowolona zgasiłam światło na parterze z zamiarem udania się na górę do moich białaczkowych i co słyszę? Ktoś właśnie grzebie w kuwecie. A dwie minuty wcześniej wyprzątałam na błysk. Maluchy śpią już w klatce po drugiej kolacji. Cały dzień biegają gdzie popadnie, ale na noc śpią wszystkie razem poprzytulana w klatce. Nie zdążyłam dziś uszek im poczyścić. Trudno, jutro mam wolne więc to zrobię.
Wciąż myślę co zrobić z białą mamusią. To taka potulna, cicha i grzeczna dziewczynka. Bardzo nieśmiała i łagodna. Może wywiozę ją na czas tymczasowania maluchów, a po wyadoptowaniu, gdy życie wróci do normy zabiorę ją ponownie, żeby jej dom poszukać. Bo nie mogę jej trzymać tyle czasu w klatce, a do reszty nie wypuszczę, bo rezydenci i tak są, co niektórzy poddenerwowani z powodu maluchów. Nie wiem, myślę.
A ta kobieta ma identyczny stosunek do psów. Ma dwa psy. Młodszego lubi, a starszego, bardzo miłego, małego pieska też by oddała. Identycznie jak z kotami. Starszej kotki nie chce. Nie ogarnę wszystkiego na raz, ale pewnie poogłaszam tego psa na okolicę, gdy trochę mi ten nawał zajęć zmaleje.
Najpierw wyadoptowanie maluchów, to priorytet.
Ja wiem Ask, że Ty też z tych mocno zarobionych. Nieraz czytam u Ciebie jak bladym świtem już po wielu czynnościach jesteś. Chylę czoła.
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Wto sie 11, 2015 4:49 Re: skarby ze strychu - dalsze okolice Warszawy

Bardzo przykro czytać o tej kobiecie :(
Nowy bazarek viewtopic.php?f=20&t=217527 Zapraszam

ewar

 
Posty: 56131
Od: Wto lis 06, 2007 20:17
Lokalizacja: Stalowa Wola

Post » Wto sie 11, 2015 9:31 Re: skarby ze strychu - dalsze okolice Warszawy

Maluszki dostały od wujka z forum ogromny prezent. Bardzo Ci dziękujemy color1 :1luvu: :1luvu: :1luvu:

Obrazek

Nawet Kacperek przyszedł sprawdzić co to za smakołyki maluchy wciągają

Obrazek
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

Post » Wto sie 11, 2015 10:30 Re: skarby ze strychu - dalsze okolice Warszawy

Super! Kociaki jedzą kilka razy tyle ile same ważą, naprawdę.Dobre jedzenie dla kociąt to gwarancja zdrowia na przyszłość.Taka swego rodzaju inwestycja.
Nowy bazarek viewtopic.php?f=20&t=217527 Zapraszam

ewar

 
Posty: 56131
Od: Wto lis 06, 2007 20:17
Lokalizacja: Stalowa Wola

Post » Wto sie 11, 2015 11:21 Re: skarby ze strychu - dalsze okolice Warszawy

Ojej, jaki mega prezent :D :ok:

color1, Ciebie to tylko sklonować w milionach egzemplarzy, ale byłoby pięknie na tym świecie :201494 :201494 :1luvu:
Gdy cię znalazłam, nie wiedziałam, co z tobą zrobić.
Dziś nie wiem, co zrobię bez ciebie...
Marcel 7.10.2007 - 26.07.2021

kwinta

Avatar użytkownika
 
Posty: 7330
Od: Śro maja 21, 2008 20:47
Lokalizacja: Wielkopolska

Post » Wto sie 11, 2015 14:28 Re: skarby ze strychu - dalsze okolice Warszawy

Piękne dzieciska.
Takie paki to miód na serce dt.
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 56008
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 12 >>

Post » Wto sie 11, 2015 18:46 Re: skarby ze strychu - dalsze okolice Warszawy

marta-po Nie chciałam Ciebie urazić, tylko pomyślałam, że gdyby oczka miały tylko do zdjęcia umyte to prędzej może by znalazły domek jako kotki bardzo zadbane. Podziwiam Ciebie, ile ty masz przy tych zwierzakach pracy, jak dużo ich masz. Chylę mocno czoło przed taką osobą, która przygarnia tyle zwierzaczków, kotków i piesków. Jeżeli uraziłam mocno to przepraszam. Dalej jednak będę kotkom kibicować. Są śliczne i oby znalazły b. dobre domki. :201461 :201461 :201461 :201461 :201461 :201461 :201461 :201461
Obrazek

jasia.stargard2

 
Posty: 370
Od: Wto sty 27, 2015 16:02

Post » Wto sie 11, 2015 19:33 Re: skarby ze strychu - dalsze okolice Warszawy

Dodam kilka słów o moim Rudym. Zaczął znaczyć w domu mając prawie dwa lata-chyba tak długo dojrzewał :) Po kastracji wybudzał się chyba ze dwa dni, łaził, przewracał się itd-straszne splątanie. Lekarka mówiła , że u rudych nigdy nic nie wiadomo i on był tego przykładem.
Za ilość zwierzów i ogarnięcie wszystkiego chylę czoła bardzo nisko!
Kosmici są wśród nas !

agnieszka.mer

Avatar użytkownika
 
Posty: 2881
Od: Pt lut 25, 2011 18:54

Post » Wto sie 11, 2015 19:50 Re: skarby ze strychu - dalsze okolice Warszawy

jasia.stargard2 pisze:marta-po Nie chciałam Ciebie urazić, tylko pomyślałam, że gdyby oczka miały tylko do zdjęcia umyte to prędzej może by znalazły domek jako kotki bardzo zadbane. Podziwiam Ciebie, ile ty masz przy tych zwierzakach pracy, jak dużo ich masz. Chylę mocno czoło przed taką osobą, która przygarnia tyle zwierzaczków, kotków i piesków. Jeżeli uraziłam mocno to przepraszam. Dalej jednak będę kotkom kibicować. Są śliczne i oby znalazły b. dobre domki. :201461 :201461 :201461 :201461 :201461 :201461 :201461 :201461

Nigdy nie wiadomo co kogo wzruszy więc nie oceniaj w ten sposób. Umorusany jedzeniem maluch wygląda równie wzruszająco co dziecko umorusane czekolada. Ogłaszam od wielu lat i nigdy nie miałam oporów wstawić fotkę " brudnego " kota. A mam dobre osiągnięcia w adopcjach. Taki esteta jak ty ominie ogloszenie i zainteresuje się cud kotkiem.. Inny uśmiechnie i zadzwoni. Dobrze, że ludzie są różni i dzięki temu jakiś zwierz dom znajdzie.
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 56008
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 12 >>

Post » Wto sie 11, 2015 22:57 Re: skarby ze strychu - dalsze okolice Warszawy

jasia.stargard2 pisze:marta-po Nie chciałam Ciebie urazić, tylko pomyślałam, że gdyby oczka miały tylko do zdjęcia umyte to prędzej może by znalazły domek jako kotki bardzo zadbane. Podziwiam Ciebie, ile ty masz przy tych zwierzakach pracy, jak dużo ich masz. Chylę mocno czoło przed taką osobą, która przygarnia tyle zwierzaczków, kotków i piesków. Jeżeli uraziłam mocno to przepraszam. Dalej jednak będę kotkom kibicować. Są śliczne i oby znalazły b. dobre domki. :201461 :201461 :201461 :201461 :201461 :201461 :201461 :201461

Ja dziś usiadłam wtedy gdy jadłam. Opis czynności przy takiej ilości zwierząt nie oddaje stanu faktycznego. Wydaje się, że nakarmić i ogarnąć kuwety. I to wszystko. Ale nie ma tak dobrze. Samo karmienie to zagmatwana historia. Brygida nie lubi jeść z innymi, dostaje oddzielnie. Roman ma ogromny problem z uzębieniem, jemu trzeba drobno siekać i dać w takim miejscu, żeby inni mu tej siekaniny nie wciągnęli. Klarcia je z partyzanta i w ukryciu, bo jest dzikawa, muszę jej podkładać do jej miejsc. Boguś ostatnio nic nie lubi. Otworzyłam mu tuńczyka. Liznął i płacze, że głodny. Zabrałam, dałam kotkom posterylkowym. Boguś dostał saszetkę rossmannową. Ostatnio lubił. Dziś nie. Patrzy i płacze, że głodny. Fajnie. Kacper próbuje podjeść maluchom karmę dla kociąt. Dostaje w kuchni, żeby nie podkradał maluchom. Brygida w kuchni nie jada, bo tyłka nie rusza cały dzień z tarasu. Trzeba jej zanieść na dwór. Coś tam podje z łaską. Stoję i pilnuję, bo trzeba zabrać, bo zaraz się muchy zlecą. No i ten upał. Jedzenie nie poleży w misce, bo zaraz się dziwnie spocone i niewyględne robi. Stefa wciąż wskakuje na blat i wykrada z deski podczas krojenia. Lądowała na podłodze ze trzydzieści razy, po sekundzie znów była na blacie. To tylko wycinek z rozrywki.
I tak od rana do nocy. Fajnie byłoby zawołać kicikici, żeby się kotki zbiegły, zgodnie zjadły i radośnie rozeszły. Ale tak nie ma. Samo karmienie to czynność wymagająca dużej logistyki, planowania i masy czasu. A przecież koty lubią jeść kilka razy dziennie.
Historii z kuwetą nie będę opisywać. Ale małe zołzy nie mają litości. Ponadto jeden uparciuch kuwetę zrobił sobie z wanny. A ktoś zrobił za kuwetą.
W międzyczasie mały biały wlazł na drapak sufitowy. Nie wiem jak, ale wlazł. Zdejmowałam w panice. Brygida gdzieś się schowała. Poszukiwania trwały z pół godziny. Ktoś rozlał mleko z miski. Ktoś ściągnął kocyk z posłania, ktoś oberwał firankę. Ktoś gonił muchę i pozwalał naczynia. Ktoś wlazł do wanny, zrobił kupę i poszedł sobie zostawiając ślady łap w mokrej wannie.
Dlatego na mycie pycholi nie starcza mi czasu ani sił. Chyba, ze teraz w nocy. Ale sił już nie mam.
Są najedzeni, napici, kuwety ogarnięte, uszy wyczyszczone, miski pomyte, maluchy śpią w klatce. A ja zaległam i już nie wstanę choćby się paliło i waliło. Obok mnie leży Stasio i Jasio.
Zrozumieć to może tylko ktoś kto tymczasuje, ktoś kto ma dużo kotów, bo tego trzeba doświadczyć.
Każdy ma prawo do swojej opinii, tylko że czasem jest zupełnie inaczej niż nam się wydaje.
Nie wiem czy teraz obraz sytuacji jest czytelniejszy. Im mniej zwierząt, tym każdy jest bardziej zadbany. Nigdy nie miałam ich tak dużo jak teraz. Nie planowałam tego i zamierzam powrócić do stanu pierwotnego. Nie chcę, żeby rezydenci tracili z powodu tymczasów, a tak się dzieje, bo mam dla nich mniej czasu.
Wszystkie ciocie kibicujące maluszkom zapraszamy do nas, dlatego zaglądaj do nas.

Zrobiłam dziś trochę zdjęć, ale już nie mam sił na przeglądnie i wybieranie. Na razie jedno wrzucę.
A jednak muszę się zwlec z wyrka. Rezydenci wciąż na tarasie. Nie zamierzają nocować w domu. Muszę ich uprzejmie zagonić do środka. Nie chcę ich zostawiać na noc na tarasie bez kontroli.

Obrazek
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop

marta-po

 
Posty: 3318
Od: Pon sie 15, 2011 17:19
Lokalizacja: okolice Warszawy

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 224 gości