Dopiero wróciłam z lecznicy.
No cóż... Już powinnam się przyzwyczaić, że w sumie nie wiadomo co mojemu kotu dolega

Przemacanie i zdjęcie rtg nie wykazało niedrożności - kupa na swoim miejscu, nie ma zgazowania. Jedyne co to ściany żołądka trochę nieładne, pogrubione. Szczurek dostał kroplówkę dożylnie - NaCl i trochę duphalyte (na moja prośbę, po którym się oczywiście porzygał), tolfedynę, baytril i metoclopramid. Ma pobraną krew, czekamy na wyniki badań. Założony wenflon (przyzakładaniu wenflonu był dramat, bo wetka sie nie popisała), dziś wieczorem jeszcze mam mu dać 180 ml soli ringera pod skórę (dożylnie się boję), od jutra metoclopramid i baytril. Parafiny już nie dajemy. Mysza też od jutra dostaje baytril. Jutro kupuję igły, strzykawki i zakładam kolejny szpital w domu.
Szczurek był tak wymęczony wymiotami, że nie walczył ostro w lecznicy, a przy kroplówce leżał spokojnie i mruczał. Anioł nie kot. W drodze powrotnej ani razu nie miauknął jak to ma w zwyczaju. Jest bardzo biedny i smutny - widać, że chory i kiepściutko się czuje. A ja jeszcze musze go męczyć

W lecznicy spędziliśmy prawie 4 godziny na tych wszystkich atrakcjach. A przed kroplówką Ann_pl zrobiła nam niespodziankę i przyjechała po nas - tylko musiała poczekać prawie dwie godziny w lecznicy. Kochana Ann
