Dzień dobry, Chciałabym serdecznie przywitać wszystkich kociarzy na forum. Od dwóch dni czaiłam się z zarejestrowaniem, po prostu sama nie wiedziałam czy ma to sens. Mamy w domu blisko 3letniego kocura,second hand

Z bogatą historią życiową i przygodami. Dostał u nas dużo miłości i zainteresowania
Ostatnio bardzo schudł, stracił apetyt, z qpą też były problemy. Oddech wyraźnie zmieniony(bardziej brzuszny), apatia.
W piątek zaraz po pracy w samochód i do weterynarza. Pani vet, bardzo miła i pełna zainteresowania, obejrzała Burbona, stwierdziła,że jest odwodniony, zrobiła morfologię i podała kroplówkę. Po niej kot po prostu był jak nowo narodzony, po przyjeździe do domu opędzlował jedzonko i nawet był skory do zabawy.
Następną wizytę mieliśmy wyznaczoną na sobotę po południu. Pani Vet zaproponowała testy na FeLV i FIV. Całą noc przed wizytą modliłam się by wynik wyszedł ujemny, by wszystko było w porządku.
Na sobotniej wizycie Pani vet obejrzała kota, wymacała go po wszystkim i zrobiła USG, na którym wyraźnie pokazał się płyn w jamie brzusznej.
Pobrała płyn i niestety,aż przykucnęła i jęknęła -płyn był żółtawy, mocno lepki, przy wstrząśnięciu lekko pieniący się. Diagnoza podejrzenie FIP
Zrobiła dodatkowe pomiary białek w płynie. Co tylko potwierdziło jej przypuszczenia.
Do domu zostaliśmy wyposażeni w kroplówki i dodatki do nich podnoszące kota na łapy, oraz w kamienie uwieszone do serca.
W sobotę miałam zadzwonić jeszcze wieczorem, by powiedzieć co i jak z Burbonem, oraz dopytać czy to się potwierdza,że to FIP.
Niestety.Kamień w sercu zaczął ciążyć jeszcze mocniej,aż samoistnie począł wyciskać mi łzy z oczu.
Kot nie chce być sam, nie szuka samotności i spokoju w legowisku czy ustronnym miejscu, lecz nas. Mnie i mojego męża. Chce leżeć na mnie lub na nim.
Początkowo mąż był "twardy" racjonalizował sobie, ale po tej niedzieli, gdy trzymał go na sobie i tak sobie leżeli podczas kroplówki to i jemu zabrakło łez. Nigdy nie widziałam by tak mu łzy płynęły po policzkach.
Dziś jedziemy do veta by go obejrzała.
Brak mi już sił i łez, nawet jak to piszę, to nie mogę ich powstrzymać.
Burbon nie chce za bardzo jeść, dokarmiamy go.Czasem sam coś jeszcze skubie,ale to ociupina. Zdarza mu się też po prostu posikać, bo nie dotrze do kuwety.
Ile mogę mu przedłużać życie?
ile czekać? Aż zacznie cierpieć?
Serce mi pęka i wszystko boli nawet włosy, bo wiem,że staję w obliczu podjęcia najcięższej decyzji, jeszcze tylko nie wiem kiedy.
Na razie kończę i napisze po wizycie.
Dziękuję wszystkim tu obecnym i administratorom do stworzenia możliowści, by wypisać się ze swojego bólu.
Milena