Tego wieczora rozpoczęła się prawdziwa walka z czasem. Przecież gdzieś musi być to kocie? Dwie godziny przeszukiwań pobliskich zarośli i terenu po zburzonej fabryce. Robi się ciemno… Czas ucieka. SZCZĘŚCIE. RADOŚĆ – jest maleńka! Wychudzona, pokryta olbrzymią ilością kleszczy i pasożytów. Pozbawiona sił, ale mrucząca i tuląca się kocia dziecina. Płacze, a ja razem z nią. Już dobrze. Wszystko będzie dobrze… Nocna jazda do lecznicy, zabiegi ratujące życie i nieprzespana noc z maleńką kicią na rękach. Kolejny dzień, kolejna wizyta u lekarza i kolejny szok. Przebarwione futerko i zmiany na skórze Ariel to efekt znęcania się – oblewania ciałka środkami chemicznymi. Jaki potwór mógł zrobić coś takiego? Jedno jest pewne – Arielka nie miała żyć, porzucona w zaroślach nie miała najmniejszych szans na przeżycie! Ale nad maleńką czuwał jej koci anioł stróż. Stoczył trudną i ciężką walkę o jej życie i wygrał.
tak napisała o małej Ariel Borówka, która wraz z własnym synkiem właziła w ruiny fabryki, żeby odnaleźć małą. Ariel jest teraz u mnie, leczy się z gila i czeka na swój domek. Została odrobaczona (dziś druga dawka) i gruntownie odpchlona, bo miała wszoły. Jest maleńka, przypomina trzymiesięcznego kociaka, ale ma około 6 m-cy. Je z wielkim apetytem, pucuje się zawzięcie, co na spalonym futerku na pleckach przynosi efekt kołnierza pani Dulskiej...
Jak mam szukać domu dla kotki, o której tak naprawdę nie wiadomo, w jakim jest kolorze? Obie przednie łapeczki są "zrudziałe" identycznie, na jednej z nich łuszczy się naskórek - prawdopodobnie także zostały potraktowane chemicznie


tu malutka zaraz po znalezieniu - widać wiszące z noska gile:

i po 10 dniach - widać nienaturalne żółte plecki i rude łapeczki.




