No to słowo się rzekło; Tamburyn u płotu

lecimy z opowieścią co u nas słychać
Część pierwsza:
veniPodróżowaliśmy... dwa tygodnie temu Tamburyś znowu był z wizytą u Mrówki i mojej mamy. Wizyta zdecydowanie mu się spodobała, pobawił się z Mrówą, porządził w nie swoich miskach i kuwecie a później skradał mamine serce przychodząc się tulać

podróży autem nadal nie lubi i nie chce siedzieć w transporterze więc jak tylko sytuacja pozwala to jeździ sobie tak:

zdjęcie ma fatalną jakość bo było zrobione w podróży i do tego telefonem ale w pełni oddaje podział ról w czasie jazdy: TŻ szofer, ja z tyłu zabawiam i piastuję a Kocio z miną cierpiętnika jakoś sobie jedzie

oczywiście o jakichkolwiek pasażerach możemy zapomnieć bo po całym aucie lata kocie futro

obiecałam Rudemu że w najbliższym czasie już nie będziemy jeździć
Część druga:
vidiW międzyczasie na "zimowisko" przyjechał do nas na gościnne występy zajęczak Bunia
Jak przystało na Kota na poziomie nawiązałem kontakt z obcym (podobno nazywa się królik) 
prawdę powiedziawszy Tamburyn nie zachował się jak gentleman

latał za nią po
CAŁYM mieszkaniu, próbował ja przeskoczyć albo na nią zapolować a jak siedziała zamknięta urządził sobie tele-show na żywo i wpatrywał się w nią cały czas. Taki to podglądacz
Część trzecia:
viciCzyli po tym veni i vidi znowu jestem w domciu, jedynak, rozpieszczuch,Pan na włościach:
Ja Tamburyn
