Między godziną 19.00 a 7.00 byłam w lecznicy 3 razy

. Czekam na poster z podpisem "tej Pani nie obsługujemy"
Pierwszy raz planowo, z kocurem do kastracji, dzięki Cioci ZuzCat

. Okazało się, że zabiegi są opóźnione, więc kot może być do odbioru głęboka nocą. Lecznica prosi o odbiór rano, żeby się porządnie wybudził. Szybka telekonferencja, ok. Podjadę rano, przed szkoleniem, zdążę.
Wróciłam, dziabnęłam Rodzicom kota, wróciłam do siebie, pomyślałam, o kolacji i ... telefon. Złapała się trudnołapalna kotka

, która się tydzień temu okociła

. Jest kotka i są kocięta. Cóż, wiem, co trzeba zrobić, ubrałam się, dosiadłam do łapaczy i do lecznicy. W lecznicy kolejka, humory mamy średnie. Udało się zostawić kotkę w lecznicy, choć zabieg ma za dwa dni najwcześniej. Cóż, teraz to nic pilnego. Kocięta zostają uśpione. Z mieszanymi uczuciami wracam do domu.
A rano planowy sprint po odbiór Burasa
