A tak v ogóle to mi dzisiaj nie do śmiechu
Sąsiadka mamy, pani lat 80+ trafiła do szpitala, cukrzyca - spadek cukru. Pani Hania ma mieszkanie oraz kotkę. Rzecz cała v mieszkaniu. Rodzina chce kasy i mieszkanie chce sprzedać, a babcia im tego nie ułatvia bo dobrovolnie do domu opieki przenieść się nie chce.
Pani Hania ma vysoką (jak na polskie standardy) emeryturę. Raz v tygodniu przychodzi pani J. sprzątać, przychodzi też pani v celu vyprovadzania na spacery, mama vczoraj załatviła jeszcze jedną panią, która miała przychodzić popołudniami, posiedzieć, porozmaviać, poczytać. Ale nie.
Przyjechała córka z Krynicy, vyviozą dzisiaj panią Hanię ze szpitala karetką pod pretekstem, że jedzie do córki. A v rzeczyvistości vyviozą ją do domu opieki koło Krynicy, navet nie pozvolą pożegnać się z mieszkaniem bo przecież nie może nabrać podejrzeń. A na miejscu "życzlivy" pan kierovnik domu opieki ma tak zamotać panią Hanią, że będzie myślała, iż to sanatorium v trakcie podpisyvania zgody na pobyt.
To podłe, vstrętne, nieuczcive, nieludzkie v końcu.
Kotka? A co ona kogo obchodzi? Jeszcze jak żył drugi kot pani Hani, Kulek, to vnuk miał do niej pretensje, że vydaje kasę na leczenie kota podczas gdy on ma vysoki kredyt i pieniądze povinny trafiać do niego, a nie na jakiegos kota. Czy musze móvić, że panią Hanię voziłam do veta ja? Bo vnuk by się nie ponizył
Kotka Marusia będzie szukała domu, teraz trafi do mojej mamy, ale to kotka "jedynaczka". Ech